Przejdź do treści

Agata Stefaniak. Dziewczyna, która lubi przecierać szlaki – wywiad

Agata Stefaniak – zawodniczka Mistrzostw Polski cross country i Pucharu Polski Baja. Czterokrotnie wzięła udział w zawodach Quaduropale we Francji, gdzie wystartowała jako pierwsza Polka w historii. Dziewczyna, która twardo stąpa po ziemi i nie lubi zbędnego gadania – woli systematyczną pracę. Gdy quad odmówi posłuszeństwa i nie będzie w stanie sama go naprawić, nie musi się martwić – ma w zespole najlepszego mechanika na świecie.

Ludzie Ci nie mówią, że jesteś dosyć niepozorna jak na osobę, która uprawia taki sport?

Dużo mówi, szczególnie Ci, którzy mnie nie znają. „Jak taka drobna dziewczyna może się ścigać na takim dużym quadzie?”. Fizyczne warunki mam, jakie mam, ale uwierz mi – kryje się za tym dużo pracy.

Pochodzisz z rodziny o zamiłowaniu do motocykli. Twój ojciec jeździł na motocyklu, kuzyn startował nawet w Mistrzostwach Polski w motocrossie. Dlaczego nie poszłaś w ich ślady i wybrałaś quada?

Tata jeździł bardziej amatorsko, rekreacyjnie. Kuzyn był w pierwszej dziesiątce motocrossu w Polsce w czasach, kiedy to był naprawdę mega wysoki poziom. A ja? Po prostu nie potrafię jeździć na motocyklu. Wiem, brzmi to dziwnie, ale tak jest. Wiele osób próbowało mnie tego nauczyć, ale nie potrafię.

Zgodzisz się z tym, że motorsport to bardziej świat dla facetów?

Nie. Dlaczego?

To wynika chociażby z pewnych ograniczeń fizycznych, które ty, siłą rzeczy, musisz starać się nadrabiać.

Jasne jest, że w motorsporcie przede wszystkim liczy się siła. Kobiety z racji fizjonomii mają jej mniej. Kiedy rywalizujemy ze sobą jako dzieci, to aż tak tych różnic nie widać. Dysproporcje pojawiają się z wiekiem, ale ja to wszystko nadrabiam techniką. Im lepszą masz technikę, tym jazda łatwiej Ci przychodzi. Pozwala to niwelować niedostatki siły fizycznej.

Od czterech lat bierzesz udział w bardzo wymagającym wyścigu Quaduropale we Francji.

Tak, w 2017 pojadę po raz piąty.

Nie miałaś obaw, że chociażby z uwagi na brak doświadczenia, to rzucanie się na zbyt głęboką wodę?

Zacznijmy od tego, że kiedy po raz pierwszy tam wystartowałam, to jeździłam quadem o mniejszej pojemności niż teraz. Yamahą YFM250 – to był najmniejszy quad w całej stawce. I fakt – to był skok na głęboką wodę, ale także kolejne wyzwanie. Podeszłam do tego wyścigu bardzo asekuracyjnie. Jednakże kiedyś trzeba zrobić ten przeskok, prawda? Wiele osób ze świata motorsportu w moim wieku, które jeździły wtedy ze mną na tych 250-tkach krytykowały mnie za decyzję o starcie. Po co ja tam jadę? Przecież nie mam szans. To nie było miłe, ale z drugiej strony bardzo motywujące. Pomimo tego, że się bałam, pomimo ilości zawodników i faktu, że wcześniej nie miałam styczności z zagranicznymi zawodami, to dałam radę.

Na tegorocznych zawodach w Żeganiu zaliczyłaś upadek. Byłaś nawet w szpitalu. Jak wygląda kontuzjogenność twojej dyscypliny na tle innych dyscyplin motorsportu?

To co się wydarzyło w Żaganiu było spowodowane tym, co od kilku dni działo się z moim quadem. Dużo chciałam, mało mogłam, przez to, że quad nie chciał jechać. Został naprawiony i w niedzielę z racji swojej ambicji chciałam nadgonić, pokazać, że jestem w formie. I w pewnym momencie przedobrzyłam. To zdarza się w tym sporcie, to zapewne jedna z wielu wizyt w szpitalu, jakie mnie jeszcze czekają. Dostałam wtedy kroplówkę i wróciłam do domu, na szczęście nic wielkiego się nie stało. Jak wygląda na tle innych? Zapewne podobnie, bo każdy sport trenowany wyczynowo niesie za sobą kontuje. A z takich moich poważniejszych urazów to złamałam jeszcze kiedyś obojczyk. To było rok temu, na zawodach Cross Country w Chełmnie.

To Cię ograniczyło na dłuższy czas.

Wiesz, ja wtedy byłam w bardzo dobrej formie. Jazda sprawiała mi przyjemność, były dobre wyniki. Niby doszłam do siebie już po miesiącu. Po dwóch tygodniach miałam zrośnięty obojczyk. Może powinnam jeszcze poczekać, ale nie miałam wyjścia, musiałam walczyć o podium w klasie. Teraz przekwalifikowałam się do trochę innej dyscypliny, dlatego ciężko mi stwierdzić, czy mam tę formę, co wtedy.

Czy twoim zdaniem pokora to cecha niezbędna do osiągnięcia sukcesu, nie tylko w sporcie?

Zależy. Nie czuję się żadną gwiazdą, autorytetem. Na pewno są w Polsce osoby, które jeżdżą lepiej niż ja i mają większe osiągnięcia. Staram się poprawiać cały czas, udoskonalać swoją technikę, warunki fizyczne. Obserwuję różne profile zawodników z Polski. Wyobraź sobie, że faceci mają w sobie więcej pokory, tak mi się wydaje. Na tych profilach jest jednak mnóstwo pychy, która nawet nie idzie w parze z wynikami. Ja się staram chwalić adekwatnie do mojej osoby, na nikogo się nie kreuję. Co sezon wyznaczam sobie jakiś cel i wytrwale do niego dążę.

Masz konto na Facebooku, Snapchacie, Instagramie. Jak ważny jest dzisiaj kontakt z fanami poprzez social-media? Da się bez tego żyć?

Mam, ale ja nigdy nie byłam jakąś wielką fanką social-media. Założyłam na Facebooku swój profil zawodnika z racji tego, że taki był wymóg mojego sponsora. Wcześniej dzieliłam się swoją pasją na prywatnym koncie, teraz mogę robić to na fanpage i dotrzeć do większej liczby osób. Jak jest fanpage jest po prostu łatwiej.

To jest fajne uczucie jak ludzie do ciebie przychodzą, chcą pogadać, zrobić sobie zdjęcie. Dla mnie to zawsze było trochę dziwne. Nie mam wielkiej liczby fanów, ale cenię sobie interakcję z nimi na żywo. Myślę, że da się obyć bez social-mediów. Pozostałe dwa, czyli Snapachata i Instagrama traktuję bardziej prywatnie.

Jesteś studentką Uniwersytetu Łódzkiego na kierunku Finanse i Inwestycje. Dlaczego wybrałaś ten kierunek?

Ja idąc na studia nie do końca wiedziałam co chcę robić i poniekąd jest tak do dzisiaj. Ten kierunek stwarza Ci wiele możliwości na rynku pracy – mogę pracować w banku, założyć własną firmę, prowadzić księgowość. Uczę się wszystkiego co potrzebne na start, by otworzyć na przykład własną działalność gospodarczą. Chciałam iść na marketing, ale co robiłabym po marketingu? Byłabym jak wszyscy. Ten kierunek daje mi jakieś pole do dalszego kształcenia się. Nawet moja praca licencjacka jest o motocyklach.

O proszę. Powiedz o niej coś więcej.

Trzeba ją najpierw napisać! (śmiech) Moja praca będzie polegać na analizie sprzedaży motocykli w Polsce. To jest dopiero pomysł, także spokojnie.

Mówiłaś mi na Warsaw Motoshow, że trenujesz pięć razy w tygodniu. Trudno uwierzyć, że taką systematyczność bez problemu godzisz ze studiami…

Teraz i tak jest łatwo. Najgorzej było przed maturą, wtedy to było wyzwanie. Ściganie, treningi, nauka. Ale to właśnie liceum nauczyło mnie dobrego zarządzania czasem. Studiuję jakieś dwa dni w tygodniu. Reszta to spotkania marketingowe, eventy, treningi. Mam co robić.

Co do siłowni – współpracuję obecnie z moim przyjacielem Adrianem, który jest genialnym trenerem. Sam jeździł na motocyklu, więc wie, czego ja potrzebuję w treningach. Ja nie mam rozpisanego sztywnego planu, którego się trzymam. Na każdych zajęciach wymyślamy coś nowego i widać ogromną różnicę. Trenuję z nim od ok. 2 miesięcy i widzę bardzo dobre efekty.

Myślałaś kiedyś o występie w rajdzie Dakar? Wiadomo, że nie teraz, ale za kilka lat.

Tak, oczywiście. To jest jak zwieńczenie kariery każdego sportowca. Marzenie.

Na Dakarze ludzie giną.

Tak, ale na innych zawodach też istnieje ryzyko. Taki jest sport. Nie jesteśmy w stanie wszystkiego przewidzieć. Dakar jest o tyle ciężkim rajdem, że trwa dwa tygodnie, jest bardzo nieprzewidywalny i on ma być niebezpieczny. Ja poniekąd do tego dążę. Najpierw było Cross Country, potem rajdy Baja. Wszystko przychodzi z czasem i ciężką pracą. Krok po kroku.

Pamiętajmy, że Dakar to także ogromne pieniądze. Nie wszystkich stać, by w nim rywalizować. Nikt Ci nie da miliona złotych od tak, by przygotować się do rajdu. Musisz mieć przede wszystkim historię rajdową, dobrego quada. To długa droga.

Ale to chyba właśnie jest to, co nas w Dakarze najbardziej pociąga. Całe to ryzyko.

Dla mnie rajdy Dakar to byłoby kolejne wyzwanie. Startują w Dakarze kobiety na quadach, więc czemu nie?

A jakie są Twoje typy co do najbliższej edycji?

Wiem, że startuje Camélia Liparoti i jeszcze jedna dziewczyna, której nazwiska nie pamiętam. Ona startuje na quadzie 4×4. Moje typy? Jedzie mój dobry kolega Kamil Wiśniewski, bardzo na niego liczę, chociaż wiem, że to jego pierwszy występ. Rafał Sonik? Może nie powinnam tego mówić, ale to nie jest dla mnie autorytet.

Nie?

Jeśli ktoś wydaje tyle pieniędzy na rajdy, to naprawdę nie jest trudno osiągać w nich dobre wyniki. Moje autorytety to na przykład Paweł Stasiaczek z motocykli, czy Łukasz Łaskawiec. Oni mają małe budżety, a mimo wszystko dojeżdżają do mety i dają radę. Sonik może wydać na rajd nawet 3 000 000 złotych. Dlatego właśnie bardziej podziwiam chłopaków.

Zdradź mi zatem jakie masz plany na 2017 rok. Muszę wiedzieć, gdzie chłopaków wysłać na zdjęcia

Sama chciałabym wiedzieć. Wszystko zależy od sponsorów. Chcielibyśmy z moim całym teamem wystartować w Mistrzostwach Europy w Rajdach Baja. W tym roku miałam debiut w Hungarian Baja (4 miejsce w generalce – przyp.red). To miało być takie przejechać, krzywdy sobie nie zrobić i tyle. Byłam zaskoczona swoim pozytywnym rezultatem – 2 miejsce w klasie kobiet. Przegrałam dosłownie o „tankowanie paliwa”. Czasy na odcinkach z Olgą miałam identyczne, czasem nawet lepsze. Ona jednak miała większy bak. Odcinki miały po 140 km i właśnie tego mi zabrakło. Nie czuję się jednak przegrana. Były do tego problemy z samym quadem – w sobotę urwała się szpilka od piasty a do startu 20 minut. Byłam w szoku. Walczyliśmy dalej tym samym quadem. Wszystkie te przeciwności losu są właśnie miarą naszego sukcesu.

A Ty sama znasz się na mechanice?

Potrafię zmienić koło, to na pewno. Dolać paliwa, zmienić filtr powietrza, dolać oleju, nasmarować łańcuch… Pewnie coś się jeszcze znajdzie. Dzięki Bogu mam najlepszego mechanika na świecie, którym jest mój chłopak Rafał. Stara się mnie nauczyć przede wszystkim myślenia.

Reakcji w niestandardowych sytuacjach

Dokładnie tak. To wygląda tak, że jesteśmy na przykład na jakimś treningu i coś mi się zepsuje w quadzie. On mówi: Jesteś na Dakarze! Co robisz? I w ten sposób muszę być kreatywna. Muszę umieć sobie radzić w pewnych sytuacjach. Bardzo mu za to dziękuję, bo na przykład na ostatniej rundzie w Żeganiu była taka sytuacja: pourywały mi się mocowania od wierzy nawigacyjnej. Nie mogłam dalej jechać. Cała konstrukcja trzymała się ja jednej śrubce. Pospinałam to w końcu trytytkami i czym tylko się dało. To było mega frustrujące, ale właśnie takie sytuacje najbardziej nas kształtują. Całego quada na pewno nie rozłożę i złożę, ale coś w głowie zostaje i może kiedyś się przyda.

Rozmawiał: Krystian Pomorski

Fanpage Agaty: Agata Stefaniak Facebook

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.