Salon Lexusa w Krakowie uraczył nas parę dni temu bardzo ciekawą premierą – Toyota C-HR. Samochód, jak mówił w reklamie Włodzimierz Zientarski, „skazany na sukces”. Czy to rzeczywiście rewolucja w segmencie miejskich crossoverów? Toyota podkreśla, że tak, dlatego przyjrzyjmy się C-HR-ce bliżej.
First look – Toyota C-HR ma bardzo ładną linię boczną. Przód całościowo podobny do RAV4, ale różniący się paroma elementami, co sprawia, że wprawne oko rozpozna te różnice od razu. Zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz Toyota twierdzi, że mamy do czynienia z motywem diamentu – byłem, dotykałem, nadal nie wiem o co chodzi. To jednak najmniej istotna sprawa.
Samochód, jak na crossovera o tych gabarytach, jest po prostu ładny. Jedyne do czego można się przyczepić to tył – lampy a’la najnowsza Honda Civic. To oczywiście kwestia gustu, ale brakuje mi tutaj konsekwencji.
Wchodzę. Moim oczom ukazuje się ładne, ciekawie zaprojektowane wnętrze, w ciemnym kolorze. To, czego nie mogę odmówić C-HR to na pewno ergonomii. Mam wystarczająco dużo miejsca na nogi, łatwy dostęp do wszystkich przycisków (nie ma ich zbyt wiele) oraz dobrą widoczność za kierownicą. Trochę gorzej z tą widocznością jest z tyłu, ale… od czego są technologie?
Wiele podstawowych funkcji mogę obsługiwać pstryczkami na kierownicy. Po prawej stronie deski mam panel klimatyzacji. Nad nim 8-mio calowy wyświetlacz z softem Multi Media ’16, który kryje w sobie prawdziwe centrum rozrywki.
W tunelu środkowym są dwa fajne podświetlane schowki na napoje. Duży plus. Ten bliżej panelu klimatyzacji jest nieco schowany, więc wyobrażam sobie, że będzie to dobre miejsce na telefon. Pasażera i kierowcę oddziela jeszcze jeden duży klasyczny schowek. Wszystko to sprawia, że praktycznego punktu widzenia wygląda to nieźle.
Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić – nad jednym ze schowków jest zaślepka na kabel AUX lub ładowarkę. Szkoda, że nie jest subtelnie przymocowana „na pasku”, co ułatwiłoby jej wkładanie. Tak musicie wyjmować ją i schować gdzieś obok, żeby nie zgubić. Pomijam już fakt, jak bardzo mnie to wystraszyło, bo myślałem, że coś urwałem.
Patrzę tak z boku… Całkiem ciekawie będzie wyglądał ten samochód w lakierze Tokyo Red, dostępnego w wersji Premium, albo klasyczny Pure White, dostępny już w wersji Active, jak się komu zamarzy. Na 18-calowych alufelgach oczywiście , a jeśli chcecie kupić sobie taką C-HR-kę to nic prostszego, bowiem jest to pierwszy samochód w Polsce, który zamówić można za pośrednictwem Internetu.
Toyota przykłada dużą wagę do bezpieczeństwa. Pozwólcie, że wyrecytuję Wam kilka przydatnych systemów, które na pewno znajdziecie w modelu CH-R, a są to: układ wczesnego reagowania w razie ryzyka zderzenia, park assist, układ ostrzegania o niezamierzonej zmianie pasa ruchu, system monitorowania martwego pola, rozpoznawanie znaków oraz system ostrzegania o ruchu poprzecznym z tyłu. Trochę trzeba będzie za te bajery dopłacić, ale jeśli trudnością jest dla Was wyjazd z miejsca parkingowego czy nie znacie znaków drogowych, to czemu nie?
Toyota oferuje także bardzo dobry system nagłośnienia marki JBL. W połączeniu z jazdą na bezgłośnym silniku elektrycznym powinniśmy mieć w aucie dźwięki krystalicznej jakości.
Podstawowa cena C-HR to niecałe 80 000 złotych. Mamy 4 wersje wyposażenia, a do wyboru dwa silniki: benzynowy o mocy 116 KM z 6-stopniowym manualem oraz hybryda o mocy 122 km z przekładnią E-CVT. Samochód z benzyną 116 KM możemy wyposażyć w skrzynię Multidrive S oraz napęd 4×4. Zapewne największym wzięciem będzie cieszyć się wersja hybrydowa.
Jeśli Toyota CH-R jest rewolucją, to może nie tyle w segmencie crossoverów, co na pewno dla samej marki. Japończycy wkraczają w bój o serca klientów, którzy cenią sobie komfort podczas podróży w mieście oraz względną oszczędność. Jestem pewien, że CH-R mocno wejdzie w rynek, przede wszystkim za sprawą efektu świeżości. Czekamy zatem na pierwsze jazdy testowe.
Krystian Pomorski