Przejdź do treści

Hybrydy – samochody dopasowane do naszych czasów

Przyszłość motoryzacji naznaczą napędy hybrydowe – to już pewne. Toyota, obeznana w tym temacie od dobrych 15 lat (!) zabrała się właśnie za wodór, podobnie jak inne japońskie marki. I co się okaże? Za 30 lat, kiedy większość samochodów poruszających się po Europie będzie hybrydami, Japończycy znów wyznaczą trendy i pokażą Niemcom miejsce w szeregu. Rewolucja hybrydowa trwa, a ja zacząłem kibicować jej z całego serca. Poważnie.

Nic nie brzmi lepiej, niż wolnossące V8 – prawda dla fanów czterech kółek znana od zarania dziejów. A nawet nie V8 – zwykła czterocylindrowa benzyna, popularna dziś jak Popek wśród gimnazjalistów. Ma swój klimat, pod warunkiem, że z pojemności 1.5 litra nie wyciąga się 300 koni. Nie pochwalam tego typu praktyk. To raczej dowód na to, że motoryzacja gdzieś się pogubiła na drodze rozwoju i musi odnaleźć się na nowo, głównie pod względem trwałości. Z przykrością przyznaję, że świetnie robi to za sprawą hybryd.

Nawet będąc tradycjonalistą nie można nie dostrzegać zalet takiego napędu. Przez wzgląd na środowisko w jakim się obracam i po części – w jakim się wychowałem, wielokrotnie słyszałem określenie „zmierzchu prawdziwej motoryzacji”. Co to znaczy „prawdziwa motoryzacja?”.

Jeśli miałbym być szczery, to dla mnie „prawdziwa motoryzacja” skończyła się wraz z nadejściem XXI wieku, czyli jak dobrze liczę… jakieś 16 lat temu. Mniej więcej wtedy Toyota rozpoczęła prace nad samochodami o napędzie hybrydowym. W 2000 roku wprowadzono normę Euro 3, następnie (jeśli o technologię chodzi) pompowtryskiwacze, dwumasy, filtry DPF i całą masę innych pierdół, mających na celu wywołać u nas raka portfela. Część z tych rzeczy jest oczywiście powiązana z ekologią. Ale to nie koniec.

Wszystkie te rzeczy powstały po to, by zniechęcić nas do korzystania z napędów tradycyjnych. Niemcy, stolica europejskiej motoryzacji, swego czasu unieśli się dumą w sprawie hybryd. I teraz, kiedy Toyota sprzedała prawie 3 000 000 takich samochodów a właściciele Priusów nie mogą się ich nachwalić, zapewne bardzo tego żałują. Inwestowanie przez Volkswagena w rozwój diesla nie było błędem. Błędem było zlekceważenie napędu hybrydowego, jako możliwego kierunku rozwoju samochodów.

„Prawdziwa motoryzacja” skończyła się już dawno. Z wielką przyjemnością wspominam jazdę legendarnym Mercedesem „Beczką”, z przebiegiem ponad 1 500 000 kilometrów. Pod względem niezawodności imponuje mi także volkswagenowski 1.9 TDI na pompie rotacyjnej. Ludzie, co to był za silnik! Jeszcze piękniejsza wydaje się perspektywa jazdy Mustangiem z 1964 roku.

Hybrydy to samochody dopasowane do naszych czasów. Paliwo tańsze nie będzie, szczególnie w Polsce, gdzie ceny stoją w miejscu nawet wtedy, kiedy cena za baryłkę idzie w dół. Dobre zarobki dla większości Polaków zagwarantują Anglia lub Niemcy – na bandę czworga nie ma co liczyć. Silniki są coraz bardziej skomplikowane, samochody wyposażone w bzdurne systemy. Czy naprawdę jest sens narzekać na rozwój napędu hybrydowego, którego najlepsza stroną jest to, że… nigdy się nie psuje?

Na pewno nie będę tęsknił za tym, co oferuje nam motoryzacja dziś – odejściem od silników wolnossących na rzecz uturbionych. Dieslami wyposażonymi w dwumasowe koła zamachowe (benzyny zresztą też), filtry DPF, tekturowe sprzęgła, zawory EGR i szereg innych debilizmów, które przyczyniły się do zmierzchu „prawdziwej motoryzacji” i tego, że coraz większym wyzwaniem jest zakup dobrego samochodu z rynku wtórnego.

Skoro „prawdziwa motoryzacja” skończyła się wraz z nadejściem XXI wieku i dostaliśmy całe to g**no, którym jeździmy dzisiaj to moim zdaniem powinniśmy wspierać rozwój technologii hybrydowej całym sercem. Nie mam tu na myśli kwestii ekologii, a fakt, że użytkowanie hybrydy to same korzyści, szczególnie natury finansowej. Brak turbosprężarki, pasków klinowych, rozrusznika… Brak wszystkiego, co może się zepsuć i na pewno się zepsuje. W zamian jedynie wymiana elementów eksploatacyjnych typu olej, klocki, filtry. I tak przez 15 lat. Czego chcieć więcej?

Problemu nie ma również w przypadku ceny. Zakup hybrydowego Aurisa to inwestycja bardzo porównywalna do takiego samego Aurisa z silnikiem diesla. O kosztach użytkowania tych pojazdów po przejechaniu 200 000 kilometrów chyba nie muszę pisać. I choćbym nie wiem jak bronił moich ukochanych silników wysokoprężnych to fakty mówią same za siebie – pod względem trwałości hybrydowe Priusy aspirują do „Beczek” XXI wieku.

W dyskusjach na temat samochodów z tym rodzajem napędu spotykam się z całkiem słuszną uwagą dotyczącą tego, co się stanie, jeśli hybryda w końcu się zepsuje. Na przykład do piachu pójdzie bateria wysokiego napięcia. Hmm… Koszt jej wymiany waha się w granicach 12 000 – 15 000 złotych. Brzmi strasznie. Sęk tylko w tym, że… baterie się nie psują, nawet po 15 latach. Co najwyżej może obniżyć się ich efektywność. Dlatego właśnie zakup używanego auta hybrydowego to nadal dobra inwestycja. W porównaniu do 6-letniego diesla, w którym na dzień dobry macie do wymiany wtryski, dwumas ze sprzęgłem i regenerację turbosprężarki to chyba całkiem kusząca propozycja.

Zwróćcie uwagę na to, że w żadnym wypadku nie poruszyłem kwestii ekologii. Ona w dyskusji o hybrydach mnie po prostu nie interesuje (jakby kiedykolwiek interesowała), bo kładę nacisk na efekty jej codziennego użytkowania w sytuacji zwykłego kierowcy. A efekty te to po prostu oszczędności. Co więcej, jestem przekonany, że w miarę upowszechnienia się hybryd pojawią się większe możliwości ich ewentualnego serwisowania oraz spadną ceny zakupu, które i tak nie są dziś przesadnie wysokie. Poza tym, jeśli komuś tak bardzo przeszkadza kwestia utylizacji baterii itp., to uspokajam – hybrydy to technologia przejściowa, prowadząca do pojazdów napędzanych ogniwami paliwowymi. Nie zmienia to faktu, że dziś nie mamy niczego lepszego i są to samochody dopasowane do naszych czasów.

A w końcu piszę to wszystko jako tradycjonalista, który dostrzega zaletę posiadania hybrydy na co dzień i nie wstydzi się tego przed znajomymi. Poza tym, rozwój tego napędu niesie za sobą jeszcze jedną korzyść.

Więcej paliwa do mojego V8, którym będę jeździł za miastem, w ciepłe letnie weekendy.

Krystian Pomorski

4 komentarze do “Hybrydy – samochody dopasowane do naszych czasów”

  1. Po pierwsze należałoby oddzielić hybrydy od całkowicie elektrycznych. Przykładowy Prius ze zdjęcia ma silnik spalinowy o pojemności 1797 cm3 – więc ma wszystkie wady zwykłych silników – jedynie mniej pali – o ile? Aż o ogromne 2,6l/100km. Wersja zwykła, którą można porównać osiągami dysponuje sinikiem benzynowym 1598cm3, jest lżejsza o około 130kg i ma większy moment obrotowy o 12% i lepiej przyśpiesza (o 6,25%).
    No i najważniejsze: przy aktualnych promocjach hybryda jest o 15.500zł droższa.
    Masz 15.500zł – na co je wydasz?

    1. W tekście jest mowa o Toyocie Auris. Jej odpowiednik w dieslu kosztuje tyle samo co hybryda. Napisalem o tym by pokazać, że hybryda to nie jest dziś nie wiadomo jaki wydatek. Poza tym – nie bierzesz pod uwage kosztow eksploatacji, a to meritum. Turbospreżarki i dwumasy sa dziś nawet w samochodach benzynowych. I na pewno predzej czy później sie zepsuja. Hybrydy sa pozbawione tych podzespołów, i jeszcze szeregu innych rzeczy (np. rozrusznik, pasek klinowy) więc z tych 15 000 zł to po paru latach zostanie tyle, co na kawe w Starbucksie.

      Pozdrawiam

    1. Panie Dariuszu, bardzo się z tego cieszę 🙂 Ja również coraz bardziej się do nich przekonuję, a czas pokazał, że czarne scenariusze odnośnie eksploatacji tego typu auta się nie spełniły.

      Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.