Przyszłość silników spalinowych wydaje się być przesądzona – za 30-40 lat będą one rzadkością, choć oczywiście nie wszędzie. Ta zmiana dzieje się już dziś, na naszych oczach. Na drogach widać coraz więcej pojazdów hybrydowych. (więcej…)
U Mickiewicza był jeden Twardowski, jeden Diabeł i jedna Pani Twardowska. U nas: jeden samochód, trzech facetów i kilkaset kilometrów trasy. Tyle różnic, ale ten sam cel – „Rzym”. (więcej…)
Nowe BMW serii 4 wyróżnia się na tle innych serii dynamicznym zacięciem oraz wyjątkowymi walorami estetycznymi, intrygując odważną stylistyką od czasu swojej premiery. (więcej…)
Lexus LS – prawdopodobnie żaden inny samochód nie spowodował swym pojawieniem się na rynku tak istotnych zmian w swoim segmencie, jak to miało miejsce w przypadku Lexusa LS 28 lat temu. (więcej…)
Minęły zaledwie tygodnie od zaprezentowania udoskonalonej ŠKODY OCTAVII, a czeski producent już prezentuje topową pochodną modelu: oto Octavia RS.
Nowy pas przedni, zmodyfikowany tył i wnętrze o sportowym charakterze podkreślają dynamiczny charakter tej wyjątkowej wersji. ŠKODA OCTAVIA RS występuje w odmianach limuzyna i kombi. Każda z nich dostępna jest z dwoma jednostkami napędowymi. Silnik 2.0 TDI dostępny jest niezmiennie z mocą 184 KM; benzynowy 2.0 TSI ma moc 230 KM i tytuł najmocniejszego seryjnie oferowanego wariantu w historii OCTAVII. Wyjątkowe pozycjonowanie tego sportowego modelu w segmencie kompaktowym podkreślają nowe technologie wymiany danych, usług online i wspomagania prowadzenia.
Wygląd nowej ŠKODY OCTAVIA RS zwraca uwagę na gruntownie unowocześniony design tej serii w wyjątkowo sportowy i emocjonujący sposób. Nowy pas przedni zdominowany jest przez szerszy grill, który jest wzmocniony optycznie przez przystające do niego lampy o krystalicznej formie. Jeszcze większe wloty powietrza w przeprojektowanym zderzaku przykryte kratownicami o strukturze plastra miodu wzmagają wrażenie siły i dynamiki.
Obok świateł dziennych tworzonych przez paski LED w reflektorach głównych, przednie oświetlenie kompletują cztery przednie lampy wykonane w pełni w technologii LED i wyposażone w funkcję adaptacyjnych świateł przednich AFS. Z tyłu charakter budują wieńczące bryły obydwu form karoserii spojlery.
Najsilniejsze akcenty tylnej części nadwozia to przywodzący na myśl wrażenie prędkości panel dyfuzora i ciągnące się nad nim przez całą szerokość nadwozia czerwone światło odblaskowe, które stało się już rozpoznawalnym atrybutem OCTAVII RS. Tył także wyposażony jest w standardzie w oświetlenie LED, które wykorzystywane jest dla tylnej tablicy rejestracyjnej i modułów świetlnych, gdzie diody tradycyjnie tworzą motyw w kształcie litery C.
Wnętrze nowej ŠKODY OCTAVIA RS charakteryzuje sportowa czerń. Fotele RS-Sport zapewniają doskonałą stabilność dzięki głębokiemu wyprofilowaniu i zintegrowanym zagłówkom. Obok standardowej kombinacji tapicerki skórzanej i tkaniny pojawiła się także opcja wykończenia z Alcantary. Wielofunkcyjna kierownica (przy konfiguracji z DSG wyposażona także w łopatki skrzyni biegów) posiada obręcz obitą perforowaną skórą. Standardowe wyposażenie obejmuje również nastrojowe oświetlenie AMBIENTE, dyskretnie podświetlające wewnętrzne klamki drzwi, aluminiowe pedały i progi drzwi z logo RS. OCTAVIA nie straciła przy tym żadnych przemyślanych, funkcjonalnych rozwiązań: pod fotelem pasażera ukryta jest parasolka, a lampę LED z bagażnika wersji kombi można wyjąć i korzystać z niej jak ze zwykłej latarki.
Wyjątkowo dynamiczne właściwości jezdne nowej ŠKODY OCTAVII RS buduje obniżone o 15 mm i utwardzone zawieszenie, rozstaw tylnych kół poszerzony o 30 mm wobec poprzednika i sportowy układ hamulcowy z zaciskami pokrytymi czerwonym lakierem. Standardowo model oferowany jest z obręczami kół ze stopów lekkich o średnicy 18 cali, które opcjonalnie można zamówić w rozmiarze 19 cali.
O nieprzeciętne doświadczenia w prowadzeniu modelu dba szereg wyrafinowanych rozwiązań: progresywny układ prowadzenia oraz opcjonalny system Performance Mode Select z Performance Sound Generator. Charakter prowadzenia może być regulowany przez kierowcę poprzez adaptacyjne zawieszenie (Dynamic Chassis Control), które pozwala wybrać pomiędzy komfortowym, normalnym i sportowym profilem jazdy. Moc silnika jest skutecznie przenoszona na tylne koła dzięki złożonemu systemowi kontroli trakcji ESC z elektroniczną blokadą mechanizmu różnicowego XDS+.
Silnik 2.0 TSI w nowej OCTAVII RS generuje 230 KM i duży moment obrotowy 350 Nm, który jest dostępny w szerokim zakresie 1500 do 4600 obr./min. Napędzana na przednią oś rekordowo szybka ŠKODA osiąga 100 km/h w zaledwie 6,7 sekundy, a jej prędkość maksymalna wynosi aż 250 km/h. Fabryczny wynik zużycia paliwa w cyklu mieszanym wynosi przy tym zaledwie 6,5 l/100 km (emisja 149 g CO2/km*, wszystkie wartości dla limuzyny ze skrzynią ręczną). Standardowa przekładnia manualna może zostać opcjonalnie wymieniona na sześciostopniową automatyczną przekładnię dwusprzęgłową DSG.
W przypadku wysokoprężnego wariantu OCTAVII RS do napędu służy sprawdzony silnik 2.0 TDI o mocy 184 KM i maksymalnym momencie obrotowym 380 Nm, dostępnym już od 1750 obr./min. Te ponadprzeciętne wartości przekładają się na przyspieszenie do 100 km/h w 7,9 sekundy. Obok opcji skrzyni DSG, wariant RS 2.0 TDI dostępny jest z wyborem napędu na oś przednią lub wszystkie cztery koła.
Tak jak pozostałe wersje zmodernizowanej OCTAVII, tak i szczególna odmiana RS korzysta z pokładowych systemów najnowszej generacji. Pojemnościowy ekran dotykowy wykonany jest ze szkła. Topowy system nawigacji COLUMBUS posiada wyświetlacz o przekątnej 9,2 cala, hotspot WLAN i opcjonalny moduł LTE.
Szerokie spektrum asystentów prowadzenia w nowej OCTAVII wyznacza nowe standardy w segmencie samochodów kompaktowych. Nowe funkcje obejmują między innymi wspomaganie przy manewrowaniu z przyczepą oraz ostrzeganie przed uczestnikami ruchu w martwym polu i nadjeżdżającymi pojazdami, gdy kierowca wycofuje się z miejsca parkingowego.
Aktywna funkcja CREW PROTECT ASSIST ogranicza skutki nieuchronnej kolizji poprzez zamknięcie szyb i okna panoramicznego, zaciśnięcie pasów bezpieczeństwa i działając razem z rozwiniętym systemem FRONT ASSIST, który wyposażony jest w funkcję awaryjnego hamowania w mieście i funkcji ochrony pieszych.
Oznaczenie RS pojawiło się w historii czeskiej marki już w 1974 roku, gdy zaczęto je wykorzystywać do oznaczania konstrukcji wyczynowych. Dla topowych, sportowych odmian modeli drogowych symbol stosowany jest od roku 2000. ŠKODA OCTAVIA RS została wyprodukowana już w ilości ponad 200 000 egzemplarzy, z czego połowa przypada na produkowaną od 2013 roku trzecią generację.
*Dane o charakterze poglądowym na podstawie danych producenta. Dane producenta mogą różnić się od danych ze świadectwa homologacji typu.
Źródło: mototarget.pl
Agata Stefaniak – zawodniczka Mistrzostw Polski cross country i Pucharu Polski Baja. Czterokrotnie wzięła udział w zawodach Quaduropale we Francji, gdzie wystartowała jako pierwsza Polka w historii. Dziewczyna, która twardo stąpa po ziemi i nie lubi zbędnego gadania – woli systematyczną pracę. Gdy quad odmówi posłuszeństwa i nie będzie w stanie sama go naprawić, nie musi się martwić – ma w zespole najlepszego mechanika na świecie.
Ludzie Ci nie mówią, że jesteś dosyć niepozorna jak na osobę, która uprawia taki sport?
Dużo mówi, szczególnie Ci, którzy mnie nie znają. „Jak taka drobna dziewczyna może się ścigać na takim dużym quadzie?”. Fizyczne warunki mam, jakie mam, ale uwierz mi – kryje się za tym dużo pracy.
Pochodzisz z rodziny o zamiłowaniu do motocykli. Twój ojciec jeździł na motocyklu, kuzyn startował nawet w Mistrzostwach Polski w motocrossie. Dlaczego nie poszłaś w ich ślady i wybrałaś quada?
Tata jeździł bardziej amatorsko, rekreacyjnie. Kuzyn był w pierwszej dziesiątce motocrossu w Polsce w czasach, kiedy to był naprawdę mega wysoki poziom. A ja? Po prostu nie potrafię jeździć na motocyklu. Wiem, brzmi to dziwnie, ale tak jest. Wiele osób próbowało mnie tego nauczyć, ale nie potrafię.
Zgodzisz się z tym, że motorsport to bardziej świat dla facetów?
Nie. Dlaczego?
To wynika chociażby z pewnych ograniczeń fizycznych, które ty, siłą rzeczy, musisz starać się nadrabiać.
Jasne jest, że w motorsporcie przede wszystkim liczy się siła. Kobiety z racji fizjonomii mają jej mniej. Kiedy rywalizujemy ze sobą jako dzieci, to aż tak tych różnic nie widać. Dysproporcje pojawiają się z wiekiem, ale ja to wszystko nadrabiam techniką. Im lepszą masz technikę, tym jazda łatwiej Ci przychodzi. Pozwala to niwelować niedostatki siły fizycznej.
Od czterech lat bierzesz udział w bardzo wymagającym wyścigu Quaduropale we Francji.
Tak, w 2017 pojadę po raz piąty.
Nie miałaś obaw, że chociażby z uwagi na brak doświadczenia, to rzucanie się na zbyt głęboką wodę?
Zacznijmy od tego, że kiedy po raz pierwszy tam wystartowałam, to jeździłam quadem o mniejszej pojemności niż teraz. Yamahą YFM250 – to był najmniejszy quad w całej stawce. I fakt – to był skok na głęboką wodę, ale także kolejne wyzwanie. Podeszłam do tego wyścigu bardzo asekuracyjnie. Jednakże kiedyś trzeba zrobić ten przeskok, prawda? Wiele osób ze świata motorsportu w moim wieku, które jeździły wtedy ze mną na tych 250-tkach krytykowały mnie za decyzję o starcie. Po co ja tam jadę? Przecież nie mam szans. To nie było miłe, ale z drugiej strony bardzo motywujące. Pomimo tego, że się bałam, pomimo ilości zawodników i faktu, że wcześniej nie miałam styczności z zagranicznymi zawodami, to dałam radę.
Na tegorocznych zawodach w Żeganiu zaliczyłaś upadek. Byłaś nawet w szpitalu. Jak wygląda kontuzjogenność twojej dyscypliny na tle innych dyscyplin motorsportu?
To co się wydarzyło w Żaganiu było spowodowane tym, co od kilku dni działo się z moim quadem. Dużo chciałam, mało mogłam, przez to, że quad nie chciał jechać. Został naprawiony i w niedzielę z racji swojej ambicji chciałam nadgonić, pokazać, że jestem w formie. I w pewnym momencie przedobrzyłam. To zdarza się w tym sporcie, to zapewne jedna z wielu wizyt w szpitalu, jakie mnie jeszcze czekają. Dostałam wtedy kroplówkę i wróciłam do domu, na szczęście nic wielkiego się nie stało. Jak wygląda na tle innych? Zapewne podobnie, bo każdy sport trenowany wyczynowo niesie za sobą kontuje. A z takich moich poważniejszych urazów to złamałam jeszcze kiedyś obojczyk. To było rok temu, na zawodach Cross Country w Chełmnie.
To Cię ograniczyło na dłuższy czas.
Wiesz, ja wtedy byłam w bardzo dobrej formie. Jazda sprawiała mi przyjemność, były dobre wyniki. Niby doszłam do siebie już po miesiącu. Po dwóch tygodniach miałam zrośnięty obojczyk. Może powinnam jeszcze poczekać, ale nie miałam wyjścia, musiałam walczyć o podium w klasie. Teraz przekwalifikowałam się do trochę innej dyscypliny, dlatego ciężko mi stwierdzić, czy mam tę formę, co wtedy.
Czy twoim zdaniem pokora to cecha niezbędna do osiągnięcia sukcesu, nie tylko w sporcie?
Zależy. Nie czuję się żadną gwiazdą, autorytetem. Na pewno są w Polsce osoby, które jeżdżą lepiej niż ja i mają większe osiągnięcia. Staram się poprawiać cały czas, udoskonalać swoją technikę, warunki fizyczne. Obserwuję różne profile zawodników z Polski. Wyobraź sobie, że faceci mają w sobie więcej pokory, tak mi się wydaje. Na tych profilach jest jednak mnóstwo pychy, która nawet nie idzie w parze z wynikami. Ja się staram chwalić adekwatnie do mojej osoby, na nikogo się nie kreuję. Co sezon wyznaczam sobie jakiś cel i wytrwale do niego dążę.
Masz konto na Facebooku, Snapchacie, Instagramie. Jak ważny jest dzisiaj kontakt z fanami poprzez social-media? Da się bez tego żyć?
Mam, ale ja nigdy nie byłam jakąś wielką fanką social-media. Założyłam na Facebooku swój profil zawodnika z racji tego, że taki był wymóg mojego sponsora. Wcześniej dzieliłam się swoją pasją na prywatnym koncie, teraz mogę robić to na fanpage i dotrzeć do większej liczby osób. Jak jest fanpage jest po prostu łatwiej.
To jest fajne uczucie jak ludzie do ciebie przychodzą, chcą pogadać, zrobić sobie zdjęcie. Dla mnie to zawsze było trochę dziwne. Nie mam wielkiej liczby fanów, ale cenię sobie interakcję z nimi na żywo. Myślę, że da się obyć bez social-mediów. Pozostałe dwa, czyli Snapachata i Instagrama traktuję bardziej prywatnie.
Jesteś studentką Uniwersytetu Łódzkiego na kierunku Finanse i Inwestycje. Dlaczego wybrałaś ten kierunek?
Ja idąc na studia nie do końca wiedziałam co chcę robić i poniekąd jest tak do dzisiaj. Ten kierunek stwarza Ci wiele możliwości na rynku pracy – mogę pracować w banku, założyć własną firmę, prowadzić księgowość. Uczę się wszystkiego co potrzebne na start, by otworzyć na przykład własną działalność gospodarczą. Chciałam iść na marketing, ale co robiłabym po marketingu? Byłabym jak wszyscy. Ten kierunek daje mi jakieś pole do dalszego kształcenia się. Nawet moja praca licencjacka jest o motocyklach.
O proszę. Powiedz o niej coś więcej.
Trzeba ją najpierw napisać! (śmiech) Moja praca będzie polegać na analizie sprzedaży motocykli w Polsce. To jest dopiero pomysł, także spokojnie.
Mówiłaś mi na Warsaw Motoshow, że trenujesz pięć razy w tygodniu. Trudno uwierzyć, że taką systematyczność bez problemu godzisz ze studiami…
Teraz i tak jest łatwo. Najgorzej było przed maturą, wtedy to było wyzwanie. Ściganie, treningi, nauka. Ale to właśnie liceum nauczyło mnie dobrego zarządzania czasem. Studiuję jakieś dwa dni w tygodniu. Reszta to spotkania marketingowe, eventy, treningi. Mam co robić.
Co do siłowni – współpracuję obecnie z moim przyjacielem Adrianem, który jest genialnym trenerem. Sam jeździł na motocyklu, więc wie, czego ja potrzebuję w treningach. Ja nie mam rozpisanego sztywnego planu, którego się trzymam. Na każdych zajęciach wymyślamy coś nowego i widać ogromną różnicę. Trenuję z nim od ok. 2 miesięcy i widzę bardzo dobre efekty.
Myślałaś kiedyś o występie w rajdzie Dakar? Wiadomo, że nie teraz, ale za kilka lat.
Tak, oczywiście. To jest jak zwieńczenie kariery każdego sportowca. Marzenie.
Na Dakarze ludzie giną.
Tak, ale na innych zawodach też istnieje ryzyko. Taki jest sport. Nie jesteśmy w stanie wszystkiego przewidzieć. Dakar jest o tyle ciężkim rajdem, że trwa dwa tygodnie, jest bardzo nieprzewidywalny i on ma być niebezpieczny. Ja poniekąd do tego dążę. Najpierw było Cross Country, potem rajdy Baja. Wszystko przychodzi z czasem i ciężką pracą. Krok po kroku.
Pamiętajmy, że Dakar to także ogromne pieniądze. Nie wszystkich stać, by w nim rywalizować. Nikt Ci nie da miliona złotych od tak, by przygotować się do rajdu. Musisz mieć przede wszystkim historię rajdową, dobrego quada. To długa droga.
Ale to chyba właśnie jest to, co nas w Dakarze najbardziej pociąga. Całe to ryzyko.
Dla mnie rajdy Dakar to byłoby kolejne wyzwanie. Startują w Dakarze kobiety na quadach, więc czemu nie?
A jakie są Twoje typy co do najbliższej edycji?
Wiem, że startuje Camélia Liparoti i jeszcze jedna dziewczyna, której nazwiska nie pamiętam. Ona startuje na quadzie 4×4. Moje typy? Jedzie mój dobry kolega Kamil Wiśniewski, bardzo na niego liczę, chociaż wiem, że to jego pierwszy występ. Rafał Sonik? Może nie powinnam tego mówić, ale to nie jest dla mnie autorytet.
Nie?
Jeśli ktoś wydaje tyle pieniędzy na rajdy, to naprawdę nie jest trudno osiągać w nich dobre wyniki. Moje autorytety to na przykład Paweł Stasiaczek z motocykli, czy Łukasz Łaskawiec. Oni mają małe budżety, a mimo wszystko dojeżdżają do mety i dają radę. Sonik może wydać na rajd nawet 3 000 000 złotych. Dlatego właśnie bardziej podziwiam chłopaków.
Zdradź mi zatem jakie masz plany na 2017 rok. Muszę wiedzieć, gdzie chłopaków wysłać na zdjęcia
Sama chciałabym wiedzieć. Wszystko zależy od sponsorów. Chcielibyśmy z moim całym teamem wystartować w Mistrzostwach Europy w Rajdach Baja. W tym roku miałam debiut w Hungarian Baja (4 miejsce w generalce – przyp.red). To miało być takie przejechać, krzywdy sobie nie zrobić i tyle. Byłam zaskoczona swoim pozytywnym rezultatem – 2 miejsce w klasie kobiet. Przegrałam dosłownie o „tankowanie paliwa”. Czasy na odcinkach z Olgą miałam identyczne, czasem nawet lepsze. Ona jednak miała większy bak. Odcinki miały po 140 km i właśnie tego mi zabrakło. Nie czuję się jednak przegrana. Były do tego problemy z samym quadem – w sobotę urwała się szpilka od piasty a do startu 20 minut. Byłam w szoku. Walczyliśmy dalej tym samym quadem. Wszystkie te przeciwności losu są właśnie miarą naszego sukcesu.
A Ty sama znasz się na mechanice?
Potrafię zmienić koło, to na pewno. Dolać paliwa, zmienić filtr powietrza, dolać oleju, nasmarować łańcuch… Pewnie coś się jeszcze znajdzie. Dzięki Bogu mam najlepszego mechanika na świecie, którym jest mój chłopak Rafał. Stara się mnie nauczyć przede wszystkim myślenia.
Reakcji w niestandardowych sytuacjach
Dokładnie tak. To wygląda tak, że jesteśmy na przykład na jakimś treningu i coś mi się zepsuje w quadzie. On mówi: Jesteś na Dakarze! Co robisz? I w ten sposób muszę być kreatywna. Muszę umieć sobie radzić w pewnych sytuacjach. Bardzo mu za to dziękuję, bo na przykład na ostatniej rundzie w Żeganiu była taka sytuacja: pourywały mi się mocowania od wierzy nawigacyjnej. Nie mogłam dalej jechać. Cała konstrukcja trzymała się ja jednej śrubce. Pospinałam to w końcu trytytkami i czym tylko się dało. To było mega frustrujące, ale właśnie takie sytuacje najbardziej nas kształtują. Całego quada na pewno nie rozłożę i złożę, ale coś w głowie zostaje i może kiedyś się przyda.
Rozmawiał: Krystian Pomorski
Fanpage Agaty: Agata Stefaniak Facebook
Już za kilka tygodni obchodzić będziemy Święta Bożego Narodzenia. Oprócz tradycyjnego dzielenia się opłatkiem, śpiewania kolęd, modlenia się (nad talerzem) i tak dalej – dajemy sobie prezenty. Po zapoznaniu się ze stanem mojego konta, o zgrozo, postanowiłem poszukać pomysłu na motoryzacyjny prezent pod choinkę.
Z prezentami wszelkiego typu mam problem. Bardzo długo zajmuje mi wybranie jakiejkolwiek sensownej opcji. W zasadzie nie przepadam za robieniem sobie niespodzianek. Najlepiej jest, gdy z góry ustala się z kimś określoną kwotę, daje wskazówki, albo wręcz mówi, co chce się dostać. Ta strategia pozwala uniknąć rozczarowań, jak i oszczędza czas. Niestety, tym razem wszystko musi być utrzymane w tajemnicy.
Motoryzacyjnych pomysłów na prezent jest od groma. Na wybór składa się zawsze kilka czynników – wiek adresata, zainteresowania określoną dziedziną, ale przede wszystkim nasz budżet. Przy grubym portfelu łatwo kupić komuś Ferrari F12 Berlinetta „pod choinkę”, ale w gwiazdkowych prezentach nie o to chodzi. Liczą się drobne rzeczy – towarzyszy im jakaś aura wyjątkowości. Takie, które zapamiętamy, a które niekoniecznie będą miały jakieś praktyczne zastosowanie. Tak przynajmniej to widzę.
Wchodzę zatem w wyszukiwarkę Alledrogo. Moje zadanie to wybrać jakiś prezent dla 11-latka. Że powiązany będzie z motoryzacją – to oczywiste. Problem tylko w tym, że brat ani nie jeździ jeszcze furą, ani nie skleja modeli. Po chwili namysłu stwierdzam, że najlepiej kupić jakąś grę. Teraz kolejny dylemat – PC czy PS? Mając w pamięci nasze perypetie związane z uruchomieniem PS4, wybieram wersję na komputer. Najnowsza odsłona Need For Speed powinna być okej.
Mamy zatem pierwszy pomysł na motoryzacyjny prezent pod choinkę. O ile twoje dziecko nie skleja modeli czy nie kolekcjonuje zabawkowych samochodzików (ah, smak dzieciństwa), to gra driftingowo-wyścigowa jest jak najbardziej godna polecenia. Pójdźmy jednak dalej. Może coś mniej praktycznego? I już zapala mi się lampka pod hasłem „jazda gokartem”. Wykupienie paru okrążeń po torze to dobry pomysł nie tylko dla dzieciaka. No chyba, że wolicie coś większego… Autoprezent.pl czeka.
Przejazdżkę gokartem czy Lambo, gdzieś po torze Ułęż, nasi obdarowani zapamiętają na długo. A jeśli mamy trochę kasy i dokładnie wiemy, czego potrzebuje dany osobnik do pełni szczęścia? Kłania się tutaj kwestia wszelkiej maści samochodowej, ułatwiającej życie, elektroniki.
Dobry pomysł na motoryzacyjny prezent pod choinkę to na przykład nawigacja samochodowa. Jeśli ktoś jeździ nie tylko po Polsce, to obowiązkowo z mapami Europy. Dobrą, w miarę rozbudowaną i estetyczną nawigację znajdziemy już w cenie ok. 300 złotych. Żeby było trochę taniej, warto poszukać w internecie, choć ceny tych urządzeń i tak nie są dziś wysokie. Zanim jednak skorzystacie z tego pomysłu upewnijcie się, że ktoś, komu chcecie dać prezent, nie posiada w aucie wbudowanej navi. Nawet ja, człowiek z niesamowitym dystansem do świata, uznałbym to za mało śmieszny żarcik.
Tak jak wspomniałem, warto wziąć pod uwagę potrzeby danej osoby. Jeśli nie ma w samochodzie wystarczająco dużo miejsca na napoje, to może zechciałby jakiś uchwyt na kawę? Prezentowy M-pakiet byłby, jeśli do tego uchwytu dorzucilibyście prawdziwą kawę. Najlepiej ze Starbuck’s – wyszłoby drożej. Jeśli Wam to odpowiada, to musi być Frappuccino Carmel, w największym rozmiarze. Co z tego, że za oknem -2 a Frappuccino to kawa mrożona. Ja piłem i bynajmniej nie miałem z tym problemu.
Prawdziwym majstersztykiem byłoby jednak zrobienie prezentu by your own. Zawsze tak jest. Co mam na myśli? Jacyś studenci zrobili kiedyś mechanizm parkowania bocznego. Nie wiem jak na taki bajer zapatrywałby się diagnosta, ale brzmi ciekawie. Możecie też pójść w bardziej tuningowym kierunku i przemalować komuś felgi na odjazdowy kolor.
A jeśli ktoś szuka Passata B5 z przebiegiem 200 000 km albo wierzy w oleje long-life to jest taki idealny, nie stricte motoryzacyjny prezent pod choinkę.
Kupcie mu mózg. Będzie Wam za to wdzięczny.
Krystian Pomorski
Najnowsza generacja Forda Fiesty ujrzała światło dzienne. Cztery wersje, trzycylindrowy silnik 1.0 EcoBoost i technologie niczym z bajki, a wszystko to zapakowane w dynamicznej sylwetce, różniącej się od poprzednika kilkoma istotnymi szczegółami. (więcej…)
Warsaw Moto Show 2016 za nami. Redaktorzy mototrends.pl, Krystian Pomorski oraz Sławek Farbaniec, pokusili się o całkowicie subiektywne podsumowanie imprezy.
Sławek Farbaniec:
Trzy dni, trzy hale wystawowe, a około tysiąc samochodów – tak w telegraficznym skrócie można byłoby podsumować tegoroczne targi Warsaw Moto Show w Nadarzynie. Jednak to za mało, aby ukazać format tej imprezy. O całym wydarzeniu można by pisać naprawdę wiele, jednak postaram się skupić na elementach, które według mnie, najbardziej zwracały uwagę.
Na wstępie chciałbym pogratulować ekipie organizatorów. Połączyli przeróżne wystawy, reprezentujące praktycznie wszystkie dziedziny motoryzacji w jedno, spójne wydarzenie. Spacerując po halach Ptak Expo odnosiło się wrażenie, że wszystko do siebie pasuje i współgra. Wystawcy i ich ekspozycje były rozłożone w sposób przemyślany, a dzięki temu nawzajem się uzupełniały. To trzeba docenić.
Jak już wspomniałem, wystawy były bardzo zróżnicowane. Począwszy na producentach samochodów, poprzez gwiazdy ze świata motorsportu, a kończąc na firmach produkujących kosmetyki samochodowe. Mówiąc krótko – każdy mógł znaleźć coś dla siebie.
Jednym z najważniejszych wydarzeń na targach Warsaw Moto Show była polska premiera nowego Land Rovera Discovery. Pomimo, że debiutował on już na salonie samochodowym w Paryżu, to i tak przyciągnął dużą ilość dziennikarzy, fotografów, ale także odwiedzających. Prezentacja samochodu wzbogacona została wystąpieniem Sławomira Makaruka – doświadczonego kierowcy off-roadowego i podróżnika. W dodatku otrzymać można było jego książkę pt. „Auto w terenie. Podstawy jazdy 4×4” – całkiem miły upominek.
Nie ukrywam: kocham Włoszki, a pośród nich najbardziej Ferrari i Maserati. Nie można się dziwić, że przy ekspozycjach tych dwóch producentów zatrzymałem się na nieco dłużej. Skupię się jednak na ekspozycji Ferrari. Była przygotowania bardzo profesjonalnie – zaprezentowana została praktycznie cała oferta marki. Pomimo, że centralnym punktem wystawy był premierowy model GTC4 Lusso, to i tak moją uwagę przyciągała biała 458 Italia w limitowej edycji Speciale. Piękna.
Fani amerykańskich muscle carów nie mogli przeoczyć wystawy Mustang Klub Polska. Na kilkudziesięciu metrach mogliśmy oglądać praktycznie każdą generację legendarnego Mustanga. Zaczynając na modelach z lat 60., a kończąc na najnowszej wersji Forda z 5-litrowym silnikiem V8 o mocy przekraczającej 400 koni mechanicznych. Niezła lekcja motoryzacyjnej historii.
Samochody – samochodami, ale czym byłyby one bez kierowców? Bardzo istotnym elementem imprezy były wystąpienia gwiazd ze świata motosportu. Byli to miedzy innymi Kajetan Kajetanowicz, Bartek Ostałowski czy Gosia Rdest. Oprócz oficjalnych konferencji, można było spotkać ich także na stanowiskach. Tam było więcej czasu na krótką rozmowę, wspólne zdjęcie czy rozdawanie autografów. Dla fana bezpośredni kontakt z idolem to wydarzenie, które zostaje w pamięci na dłużej.
Odskocznią od „standardowych” wystaw były pokazy driftu przed halami Expo. Trzeba przyznać, że ta dyscyplina motosportu zawsze budzi duże zainteresowanie i tym razem było podobnie. Pomimo, że tor wytyczony był jedynie pachołkami, to i tak warto było zatrzymać się na chwilę i zobaczyć show zawodników, którzy występują na co dzień w Driftingowych Mistrzostwach Polski. Rzecz jasna – najbardziej efektowna była jazda parami. Usłyszeć ryk silników, poczuć zapach palonej gumy i zobaczyć poczynania drifterów na żywo to całkiem co innego od oglądania ich na ekranie monitora.
Trzeba przyznać, że Warsaw Moto Show było imprezą bardzo udaną i zasługuje, aby znaleźć się pośród najważniejszych eventów motoryzacyjnych w Polsce. Nie odczuwało się, żę to dopiero druga edycja. Impreza ewoluowała i nabrała większego rozmachu w porównaniu z zeszłoroczną odsłoną. Zobaczymy, czy organizatorzy zaskoczą nas także w przyszłym roku, bo już teraz poprzeczka jest ustawiona dość wysoko.
Krystian Pomorski:
Choć od zakończenia Warsaw Moto Show minął już ponad tydzień to dyskusje na temat samych targów nie milkną. Dla naszej redakcji były to trzy intensywne dni, pełne pracy w terenie, ale także na samym stoisku.
Jak oceniam tegoroczną edycję? Pozytywnie. Do poprawy są oczywiście kwestie organizacyjne, jak chociażby konieczność stania w kolejkach dla osób uprzednio zarejestrowanych na stronie internetowej czy zbyt mała ilość otwartych kas w sobotę, ale całościowo organizatorzy WMS wykonali kawał dobrej roboty. Było wszystko – kilka premier, mnóstwo samochodów o przeróżnej specyfikacji oraz multum znajomych, z którymi zawsze fajnie się spotkać.
Nie miałem czasu zmontować filmu z targów, ale w tym tygodniu to nadrobię. Póki co, musi wystarczyć Wam to małe podsumowanie oraz szereg zdjęć i artykułów opublikowanych na naszej stronie. Czyniąc pewną dygresję – jakaś redakcja napisała, że „targi Warsaw Moto Show to już tradycja”. Serio? Impreza jak najbardziej z potencjałem i zrobiona na wysokim poziomie, ale pisanie o „tradycji” kiedy targi w Nadarzynie organizowane są od zaledwie dwóch lat, to, mówiąc łagodnie, jest jakieś nieporozumienie.
Najwięcej czasu spędziłem chodząc po wystawach, umawiając się na wywiady oraz doglądając naszego stoiska. Mam nadzieję, że nasza rajdowa e30 318is przypadła Wam do gustu. Odwiedziłem stoisko Waldka Florkowskiego vel Motodoradcy, gdzie pogadaliśmy o jego planach w rallycrosie, porozmawiałem z Kasią Patniak z Motowizji o wszystkim i o niczym, zrobiłem z chłopakami setki zdjęć i tak mi te trzy dni zleciały… Intensywnie.
Kilka kwestii na pewno należy poprawić, ale ogólnie oceniam imprezę bardzo dobrze. Mogłem także spotkać się z Wami face to face, a to zawsze inaczej, niż w social-media. Napatrzyłem się na Astony, Vipery i inne Ferrari, przeniosłem się w czasie w hali oldtimerów i usłyszałem na premierze Discovery, że skoro jestem z redakcji Mototrends, to mam się czuć jak u siebie w domu. Czego chcieć więcej?
Zdjęcia: Mateusz Śniadkowski, Sławek Farbaniec
Stoisko CarsLovers na Warsaw Motoshow cieszyło się ogromnym zainteresowaniem. Najlepsze projekty tuningowe wybrane z całej Polski. Chęć dzielenia się wiedzą z innymi pasjonatami motoryzacji sprawia, że grupa ta szybko się rozrasta. Na łamach magazynu Mototrends, prócz najlepszych zdjęć, możecie przeczytać także wywiad z pomysłodawcą i organizatorem całej wystawy, Krystianem Żmijewskim.
Krystian Pomorski: Rozglądam się wokół – dużo ludzi przychodzi na Wasze stoisko.
Krystian Żmijewski: Dużo. Wstydzą się zagadać (śmiech). Zapytać o coś. A przecież to żaden problem.
Co tworzy klimat ludzi związanych z Cars Lovers?
Wiesz, to jest jedna, wielka, motoryzacyjna rodzina. Wszyscy przebywający tu kierowcy poznali się na różnego rodzaju eventach. Spotykają się od wielu lat. Ludzie, którzy tutaj przychodzą są traktowani nie jak przysłowiowy „Janusz tuningu”, tylko jak osoba, która chce się czegoś dowiedzieć, jest zainteresowana „jak zacząć”. Bo dużo ludzi nie wie, ile kosztuje tuning, skąd wziąć części, czy to jest legalne czy nie. Pojawia się mnóstwo pytań, na które trzeba znaleźć odpowiedzi.
Wyjaśniacie tuning od A do Z
Można tak powiedzieć. Dużym plusem jest to, że przychodząc do nas prócz wiedzy, masz z miejsca zapewnione wsparcie w realizowaniu swojej pasji. Kupujesz samochód, chcesz zrobić projekt, w razie pytań każdy z CarsLovers służy pomocą. Wymiana linków, fora, jakieś porady – czego dusza zapragnie.
A spotykacie się ze sobą potem? Wychodzicie na miasto?
Tak, jasne. Główny temat to są zawsze samochody, innego nie ma. Czy to są targi czy to są zloty, nawet spoty pod marketem się zdarzają w jakimś mieście. Lubimy spędzać ze sobą czas.
A w zimie?
W zimie zależy. W Warszawie są parkingi podziemne i podgrzewane, prawda? W takich miejscach można się spotkać. Z drugiej strony te samochody jako unikalne projekty w zimie właściwie nie jeżdżą. Większość kierowców posiada jakieś drugie tańsze auto do poruszania się, które nie jest podatne na surowe zimowe warunki.
Sam wyszukujesz ludzi do współpracy? Czy możesz komuś odmówić na przykład z uwagi na to, że posiada auto zbyt „seryjne” jak na standardy CarsLovers?
Tak, niestety zdarza się. Chcemy utrzymać jak najwyższy poziom, więc poprzeczka musi być zawieszona wysoko. Grono, które reprezentuje nas na Warsaw Motoshow to najlepsze projekty wybrane ze zgłoszeń z całej Polski, a tych zgłoszeń było w tym roku około setki.
Z tego co pamiętam jeździłeś wcześniej Leonem. Co teraz?
Tak, sprzedałem Leona. To był mój sześcioletni projekt. Ostatnio kupiłem bazę Audi TT z 2007 roku. Będę go oczywiście przerabiał, bo to jest nałóg. Teraz tylko trzeba odkuć się finansowo i będzie to projekt na następne targi.
A gdzie planujecie pojawić się z CarsLovers następnym razem? Zima to raczej okres „odpoczynku”, ale wiosna zapowiada się obiecująco.
Tak, na wiosnę zrobimy jakieś rozpoczęcie sezonu. Na razie nie zdradzam, bo nie mamy podpisanych umów i jeszcze nic nie jest pewne. Są plany na kilka eventów. Jest dużo firm, które chcą z nami współpracować, żeby promować swoje marki, ale też pasjonaci, którzy chcą po prostu spotkać się w swoim mieście i zrobić jakąś imprezę.
Masz jakąś ulubioną pozycję spośród samochodów, które pojawiają się na Waszych stoiskach?
Wiesz co, posiadałem grupę VAG. Od Leona wszystko się zaczęło, teraz mam to Audi…
Sentyment
To są auta, które nie zawodzą, podatne na modyfikacje, w eksploatacji też nie są drogie. Dla mnie prywatnie okej jest grupa VAG, ale lubię też samochody japońskie. Z drugiej strony… Patrz, BMW czy Mercedes stoją tutaj i ludzie otwierają oczy ze zdziwienia, jak fajnie rzeczy można z nimi robić. Każda sztuka jest jedyna w swoim rodzaju.
Jesli posiadasz ciekawy projekt, który możemy opisać na łamach naszego magazynu wyślij nam wiadomość.
Rozmawiał: Krystian Pomorski
Zdjęcia: Mateusz Śniadkowski&Sławomir Farbaniec