Przejdź do treści

Klątwa Albert Park w Melbourne

Po przedsezonowych testach można było przypuszczać, że na starcie sezonu w Melbourne będzie gorąco. Nikt jednak nie spodziewał się tak ogromnego bałaganu.

Sauber f1 w Melbourne
fot. Sauber

Ostra jazda bez trzymanki rozpoczęła się na kilka dni przed startem piątkowych sesji treningowych, kiedy to Giedo van der Garde wniósł pozew sądowy przeciwko teamowi Sauber. Prawnik byłego rezerwowego zawodnika szwajcarskiej ekipy każdego dnia na sali sądowej dosłownie niszczył Saubera, podważając każdy argument zespołu 'przeciw’ powierzeniu Giedo jednego ze swoich bolidów. Batalia sądowa trwała kilka dni, szefowej teamu grożono więzieniem, a ekipie groziło zajęcie sprzętu. Ostatecznie przyparta do muru ekipa wynegocjowała ugodę i Giedo na GP Australii odpuścił. Sauber w niedzielę miał co świętować, bo obaj kierowcy stajni: Felipe Nasr oraz Marcus Ericsson dojechali na punktowanych pozycjach. Po ostrym, psychicznym treningu punkty są dla nich jak wygrana w maratonie. Tak, Sauber przypomniał sobie jaki zapach mają świeżo skoszone punkty. Niestety, wielka feta nie będzie trwała długo, bo van der Garde wraz ze swoim prawnikiem-katem już siedzi przy stole i czeka na kontynuację rozmów. Jak to możliwe, że stajnia przez tyle miesięcy nie była w stanie skutecznie zerwać kontraktu z van der Garde i dojść z nim do porozumienia w kwestii odszkodowania?

Jak to się stało, że Kaltenborn, która z wykształcenia jest prawnikiem dała ciała po całej linii? Nie do pojęcia dla mnie jest również to, jak Giedo wyobraża sobie dalszą, dobrą współpracę z teamem, którego rozwalił w sądzie? I to nie jednym, a w dwóch. Kierowca stwierdził, że batalia sądowa nie wpłynęła na jego dobre relacje z zespołem, w co nie chce mi się wierzyć, bo to wręcz niemożliwe. Zamiast iść w kierunku odszkodowania za zerwany kontrakt on nadal domaga się miejsca w bolidzie.

Zostawmy jednak prawne kłopoty szwajcarskiej ekipy (której perypetie to dla mnie obecnie jedna wielka patologia) na boku i zerknijmy jak poradziła sobie reszta stawki.

Mercedes – inna liga, dosłownie. Red Bull, który jeszcze parę lat temu był jak Srebrne Strzały dziś, traci cierpliwość do wszystkiego. Do Renault, do Mercedesa. Stosunki RBR z dostawcą silników są obecnie bardzo napięte. Mówi się o tym, że Renault nie nadąża z rozwojem silnika pod względem tempa rozwoju bolidów Red Bulla. Dostawca negocjuje już możliwość kupna juniorskiej stajni Toro Rosso, dzięki
czemu prace nad bolidami i silnikami przebiegać mogłyby dużo sprawniej, niż obecnie. Dla Red Bulla takie rozwiązanie miałoby sens… do czasu aż uczeń przerośnie mistrza. Innym głosem rozpaczy jest apelowanie przez Christiana Hornera do FIA by ta powstrzymała w jakiś sposób dalszą dominację Mercedesa. Chciałoby się powiedzieć – i kto to mówi… Kilka lat temu to Red Bull był na miejscu Mercedesa, teraz role się odwróciły. Pan Horner już wie jak to jest oglądać plecy konkurencji. Wkurzający widok, czyż nie Christian? Mercedes wpieniał
się tak samo kilka lat temu, gdy musiał oglądać wasze tyłki.

Toro Rosso w Melbourne
fot. Toro Rosso

Na wielką pochwałę zasługuje wielkie odrodzenie Ferrari, choć po niedzielnym popisie w pit-stopach część mechaników chyba zaczęła już pisać CV… ot tak, na wszelki wypadek. Wielka rysa na doskonałym debiucie odrodzonego Ferrari – fatalne pit-stopy. Ale patrząc na członków stajni z Maranello podczas weekendu GP aż uśmiech rysował się na twarzy, bo wiało od nich na długie metry optymizmem. Mam nadzieję, że nie był to chwilowy przebłysk formy i że stajnia tak doskonale – a może nawet i jeszcze lepiej – będzie prezentować się w trakcie całego sezonu. Decyzja Vettela o pożegnaniu się z Red Bullem i przejściu do Ferrari była jego najlepszą w życiu. Seb, wygrałeś życie, dosłownie.

Zupełnie odwrotnie jest w McLarenie. Czy mogło być gorzej? Alonso ze wstrząśnieniem mózgu, Magnussen w zastępstwie, skręcony do granic możliwości silnik, który padł już w drodze na pola startowe… No i mały pozytyw, jakim jest dojechanie Buttona do mety. Oglądając wyścig przecierałam oczy ze zdumienia, że on nadal jedzie. Ale wiecie co?
McLaren cieszący się z tego, że choć jeden jego bolid dojechał do mety… Boże… widzisz i nie grzmisz. Nie wiem, czy w ogóle jest się z czego cieszyć, bo cały ten weekend to jedna wielka katastrofa.
Nazwijmy rzecz po imieniu – McLaren dał ciała, Honda dała ciała. Tak źle nie było odkąd ten team w ogóle egzystuje. I dla nich radością jest dojechanie do mety? Można upaść jeszcze niżej? Na miejscu Rona Dennisa paliłabym się ze wstydu… Niech stajnia powie wprost jak jest, bo wciskanie ludziom kitu na każdym kroku jest wkurzające. Dennis już sam się miesza w tym co powiedział. Dzieje się tak w momencie, gdy każdemu mówi się co innego i nie pamięta już wszystkich wersji…

Jaja do powiedzenia prawdy ma przynajmniej stajnia Manor, która choć była w Australii to nie dała rady wyjechać z garażu. Problemy z oprogramowaniem silników to tylko wierzchołek góry lodowej z jaką zderzyła się ekipa w Melbourne. Skutecznie uziemiona w garażu robiła wszystko, by wyjechać na tor. Nie udało się, ale próbowali. Pytacie pewnie dlaczego team w ogóle jechał do Australii skoro był świadomy tego, że tak wiele rzeczy nie działa. Co z zasadą, że można opuścić 3 rundy GP? Przecież Manor mógł odpuścić, zaoszczędzić kasę i w zaciszu fabryki wgrywać oprogramowania. W zasadzie opuszczenia 3 rund jest haczyk i o tym zespół nie powiedział – ale wygadał się Ecclestone. Nie można opuszczać 3 wyścigów na sezon, a 3 w trakcie trwania całego kontraktu, więc Manor/ Marussia limit wyczerpała w zeszłym roku.
Musieli jechać, bo gra idzie o grube miliony za zeszłoroczne miejsce w klasyfikacji generalnej.

Zbliżając się już powoli do końca mojego zawiłego wywodu pragnę stwierdzić, że tak ogromnego burdelu na początku sezonu nie mieliśmy od lat. To nie bałagan, to był burdel, bajzel jakich mało. 11 bolidów na mecie, 15 na starcie z 20 będących na Albert Park. Sądowa batalia, problemy McLarena, kontuzja Bottasa, silniki, które wyzionęły ducha zanim jeszcze dobrze się rozgrzały… Cóż, mawiają 'pierwsze koty za płoty’, ale w tym przypadku kilka skacząc rąbnęło w sztachety głową. Mam nadzieję, że w Malezji będzie już lepiej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.