Rozmawiamy z Jerzym Smagałą, który drugi raz z rzędu sięgnie po tytuł Mistrza w klasie Puchar Peugeot & Citroen. W wywiadzie mówi, o tym że wcześniej nie interesował się rajdami, też się ścigał, ale na bieżni. Pasję do rajdów odkrył dopiero po studiach. Jerzy, dzięki ciężkiej pracy, pokonuje swoje słabości, a jego odległe plany i marzenia stają się rzeczywistością. Swoją karierę rozpoczynał od Fiata Punto, przejechał nim 60 imprez amatorskich, a po zakupie Citroena Saxo przemierzał odcinki Rajdowych Samochodowych Mistrzostw Śląska. Plan na następny sezon – Rajdowe Samochodowe Mistrzostwa Polski. Jerzy nie zatrzymuje się w miejscu, swoją pasję łączy z celami zawodowymi, a także pomaga innym w rozpoczęciu rajdowej przygody.
Jerzy, wszystko wskazuje na to, że po raz drugi będziesz Mistrzem Pucharu Peugeot & Citroen. Sięgnąłbyś po ten tytuł jeszcze raz czy czas na coś nowego?
Myślę, że czas na coś innego. Już w zeszłym roku, po otrzymaniu tytułu Mistrza Puchar Peugeot & Citroen myślałem o rezygnacji. Chciałem zacząć jeździć w Rajdowych Samochodowych Mistrzostwach Polski. Szukaliśmy sponsorów, ale niestety się nie udało. Dlatego pomyślałem, że pojedziemy jeszcze raz cykl Rajdowych Samochodowych Mistrzostw Śląska, aby udowodnić sobie i innym, że tytuł Mistrza w tamtym roku nie był zdobyty przez przypadek.
Jakbyś porównał ten sezon do poprzedniego?
Sezon 2015 zaczęliśmy spokojnie, wygraliśmy Rajd Oświęcimski w klasie, a na pozostałych zawsze byliśmy na podium, dzięki temu zdobyliśmy tytuł Mistrza. Obecny sezon był wymarzony, ponieważ potwierdziłem wszystkie swoje słabości i zalety. Teraz jestem przekonany, że czas opuścić Puchar i sprzedać samochód. Chcę się rozwijać, a żeby to zrobić muszę robić coś innego. Wygraliśmy wszystkie rundy, oprócz jednej Rajdu Mikołowsko – Żorskiego, na której spadliśmy na drugie miejsce przez incydent sportowy.
Co się stało na Rajdzie Mikołowsko – Żorskim?
Błąd organizatora. Straciliśmy dużo sekund, przed nami na odcinek wypuszczono wolniejszy samochód, Fiata Seicento. Gdyby nie ta sytuacja na pewno byśmy wygrali ten rajd.
Nie bałeś się, że ktoś może Ci zabrać tytuł sprzed nosa?
Przed pierwszym rajdem były największe obawy. Dużo osób z ligi amatorskiej przechodziło do Pucharu Peugeot & Citroen, dlatego nie wiedzieliśmy czego się po nich spodziewać, jakie mają auta czy trenują. Pierwszy rajd pokazał, że załogi, które do nas dołączyły potrafią jechać szybko, ale widać było niedoświadczenie paru z nich. Odcinki 7 km na trasach rajdu okręgowego, a 1,5 km w rajdach amatorskich to nie to samo. Zabrakło im zimnej krwi i chłodnego patrzenia, ponieważ doświadczenie na takich odcinkach jest bardzo ważne. Po tym rajdzie wiedzieliśmy, że nie zdobyliśmy tytułu Mistrza przypadkiem.
Wszystkie rajdy kończyliście na pierwszym miejscu w klasie oprócz wspomnianego Rajdu Mikołowsko – Żorskiego, jak oceniasz tegoroczny poziom trudności?
Było ciężko, każdy rajd to stres, że coś może nie wyjść. Znam moich rywali, jeżdżą naprawdę szybko. W Pucharze klasyfikowanych jest ponad 20 załóg, a poziom jest bardzo wyrównany, bo jeździmy podobnymi samochodami. Ważną rolę odgrywa tu przygotowanie do rajdu, w tym jest droga do sukcesu, musisz dopracować każdy szczegół.
Jak narodził się pomysł na stworzenie klasy Puchar Peugeot & Citroen?
Inicjatorami był Mateusz Karzyński i Sergiusz Lisowski. Twórcami tej klasy są ludzie, którzy w okresie przed stworzeniem Pucharu, w klasie K4 ścigali się z Hondami, a walka nie była wyrównana ze względu na inne parametry samochodów. Gdyby nie Puchar Peugeot & Citroen, to chyba nigdy nie zostałbym Mistrzem. Nie dogoniłbym Hondy, ponieważ Honda seryjnie ma 160 koni, a my 120. Nierówna walka sprawiła, że stworzyliśmy swój Puchar, a był już wtedy Puchar Cinquecento.
Dogoniłeś kiedyś Hondę?
Tak, moim największym rajdowym sukcesem był Rajd Ziemi Bocheńskiej w 2013 roku. Zdobyliśmy 2 miejsce w klasie K4 i 4 w klasyfikacji generalnej. Tym samym pokonaliśmy ponad 70 załóg. Ciężkie, deszczowe warunki podczas tego rajdu sprawiły, że nie musiałeś mieć mocnego samochodu, aby wygrać, technika miała tu większe znaczenie.
Podobno PPC jest jak rodzina, która wzajemnie się wspiera. Ma to swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości?
To prawda. Jesteśmy jak rodzina. W każdej rodzinie są kłótnie, są członkowie rodziny bardziej lub mniej lubiani. Łączy nas wspólna pasja, jeździmy takimi samymi samochodami, mamy podobne budżety i razem dobrze się bawimy. Często także wymieniamy się częściami. Atmosfera może zacząć się psuć w momencie kiedy ktoś przesadzi z modyfikacją swojego samochodu. Ważne jest, żeby to była czysta i sprawiedliwa rywalizacja.
Od zawsze interesowałeś się rajdami?
Nigdy się nimi nie interesowałem. Od 16 roku życia do końca studiów trenowałem sprinty, byłem zawodnikiem Wawelu Kraków i AZS Politechnika Krakowska. Bardzo miło to wspominam. Na ostatnich zawodach, jak wracaliśmy z Poznania, z AMP to są Akademickie Mistrzostwa Polski, podszedłem do jednego znajomego, który coś kombinował z rajdami, pomyślałem, że może też bym spróbował, choć nie miałem pojęcia czym są rajdy i jak to wygląda. Wcześniej wiedziałem, że jest Hołowczyc, Kulig, Kuzaj i tyle.
To był Twój pierwszy krok w karierze rajdowej?
Moją karierę z rajdami rozpocząłem od zakupu samochodu, był to stary Fiat Punto, jeszcze wtedy nie wiedziałem, że ten samochód nie nadaje się do rajdów. Nie był konkurencyjny, miał silnik 1.2, taki sam jak Fiaty Seicento ważące 150 kg mniej. Mimo wszystko wyjeździłem tym samochodem około 60 imprez amatorskich, byłem tak wkręcony, że jeździłem tydzień w tydzień na różne imprezy. Bez problemu udało mi się wyrobić licencję, choć wtedy nie było to takie łatwe, trzeba było mieć 125% czasu najlepszego, czyli nie mogłeś być ostatni. Wszystko to jednak bardzo długo trwało. W internecie na forach szukałem pomocy, jedna osoba zdeklarowała się, że to zrobi. W KJS jeździłem 2 lata, od 2008 roku, w mojego Fiata Punto włożyłem bardzo dużo pieniędzy, które nic mi nie dały. Później kupiłem Citroena Saxo, którego teraz sprzedaje. To auto było ze mną 6 lat.
Dużo tych rajdów amatorskich, miałeś jakieś plany na poważniejsze starty?
Puchar Polski czy Mistrzostwa Polski były dla mnie wtedy czymś bardzo odległym, jakikolwiek start w nich nie przeszedł mi przez myśl. Na jednej z imprez, kolega namówił mnie na wzięcie udziału w Rajdzie Transportowca, była to runda z RSMŚL. Nie wiedziałem jak się do tego zabrać, ale wszystko mi wyjaśnił, jak wyrobić licencje i jak się do tego przygotować. Do rajdu byłem gotowy, ale cztery dni przed moim debiutem, mój pilot zrezygnował, byłem przerażony, nie wiedziałem co zrobić. Pamiętam, że ktoś zaproponował mi pilota, Konrada Giergiela, miałem do niego zadzwonić, żeby ze mną pojechał, zgodził się i tak wszystko się zaczęło. To z nim przeszedłem tą długą, ciężką drogę, bo aż 4 lata zajęło nam dojście do tego etapu, w którym teraz jesteśmy. Pierwsze dwa lata były najgorsze, samochód nie dojeżdżał, psuł się, popełnialiśmy mnóstwo błędów.
Konrad był Twoim jedynym pilotem?
Oprócz Konrada jeździłem z co najmniej czterema innymi pilotami. Konrad został, bo jest dla mnie dobrą osobą, dobrze dyktuje, umie wytrzymać presję towarzyszącą podczas rajdu. Potrafi zmienić tempo jak jadę za szybko albo za wolno, choć dawno nie słyszałem komendy, żebym jechał szybciej, raczej mnie uspokaja. Słucham mojego pilota i ufam mu.
Z Konradem wyjeździłeś większość swoich imprez rajdowych, wydaję mi się, że ciężko byłoby go zmienić na kogoś innego.
Podobno zmiany są potrzebne, ale ja na razie jej nie potrzebuje. Jest dobrze, mamy wspólne cele, do których razem dążymy. Przed nami bardzo poważny plan. Mamy świadomość z Konradem, że samemu nie udźwigniemy kolejnego sezonu zwłaszcza w RSMP. Sam większość rzeczy finansuję, z małą pomocą Avatara. Raz znajomi zrobili mi niespodziankę urodzinową i pokryli koszty wpisowego na Memoriał Janusza Kuliga i Mariana Bublewicza w Wieliczce.
Sponsor – w jaki sposób można go uzyskać? Czy dobre wyniki podczas rajdu wystarczą czy potrzeba czegoś więcej? Bo chyba z jego znalezieniem jest często problem.
Jestem pewny, że sponsora nie zdobywa się mając tylko dobre wyniki, są kierowcy, którzy nie mając w ogóle wyników, mają wielu sponsorów. Myślę, że znajomości są kluczem do zdobycia sponsora, ale też trzeba sobie na to solidnie zapracować tzn. wydrukować niezbędne materiały promocyjne, poświęcić mnóstwo czasu na chodzenia i szukanie sponsorów. Problem z nimi wynika z tego, że w Polsce rajdy nie są popularne i są często negatywnie odbierane przez społeczeństwo.
Biorąc udział w rajdach musisz liczyć się z wieloma poświęceniami, nie sprawia Ci to problemu?
Sprawia mi to problemy, zaraz po rozmowie idę znowu coś robić, codziennie pracuje od 7 do 20, żeby jeździć w rajdach, prowadzę własną szkołę, a większość swoich oszczędności inwestuję w rajdy.
Jak reagują Twoi bliscy na istniejące ryzyko? Rajdy to przecież nieprzewidywalny sport.
W mojej rodzinie sporty ekstremalne są na porządku dziennym, więc rajdy nie robią specjalnego wrażenia pod kątem bezpieczeństwa. Moja żona i brat uprawiają wspinaczkę, wydaje mi się że ten sport jest bardziej ekstremalny. Uważam, że jeśli w samochodzie wszystkie elementy bezpieczeństwa są zachowane, to ten sport staje się bezpieczniejszy od poruszania się po normalnych drogach. Większy wpływ masz na to co dzieje się na twoim odcinku, niż na co dzieje się na drodze publicznej.
W rajdach jeździsz już 8 lat, nie boisz się jadąc na odcinkach? Czy przez ten czas stało się coś co szczególnie zapamiętałeś, jakaś sytuacja, w której byłeś na krawędzi?
Na odcinku się nie boję, bo są emocje, ale gdy z niego zjeżdżasz zdajesz sobie sprawę jak było blisko. Schodzi z ciebie adrenalina i patrzysz na wszystko chłodną głową. Raczej jeżdżę rozsądnie. Staram się nie przekraczać granicy, bo mam świadomość, że nie mam drugiej szansy. Jeżeli rozwaliłbym rajdówkę, to nikt mi jej nie zbuduje w ciągu miesiąca. Chociaż miałem sytuacje niebezpieczne, nawet na ostatnim Rajdzie Opolskim, na czwórkowym zakręcie przy opadach deszczu i 110 km/h pojawił się poślizg podsterowny, niewiele z tym możesz zrobić. W rajdach okręgowych miałem także bliskie spotkanie z ogrodzeniem czy z sosną, powodem były głównie kwestie opisu.
Myślałeś kiedyś nad rezygnacją z rajdów?
Na razie nie, obecnie wiążę rajdy zawodowo. Zajmuję się szkoleniem kierowców, a teraz będę skupiał się na Akademii Przyszłego Kierowcy Rajdowego.
Akademia Przyszłego Kierowcy Rajdowego, coś co udało Ci się stworzyć, aby pomóc ludziom rozpocząć przygodę z motosportem. Czym był inspirowany ten pomysł i jak do niego podchodzisz?
Pomysł jest prosty, chcę pomóc młodym ludziom rozpocząć przygodę ze sportem samochodowym. Z własnego doświadczenia wiem ile czasu spędziłem na to, żeby dowiedzieć się pewnych rzeczy. Myślę, że warto dzielić się swoją wiedzą z innymi. Ludzie bez siły zaparcia mogą szybko zniechęcić się do uprawiania tego sportu. U mnie bardzo długo to trwało, choć i tak znalazły się osoby, które mi pomogły. Na szkoleniach z bezpiecznej jazdy spotykam ludzi, którzy chcieliby coś więcej, spróbować czegoś innego, więc czemu nie dać im szansy?
Masz jakiegoś rajdowego idola?
Nie mam idola, bo wcześniej nie interesowałem się rajdami. Oczywiście są zawodnicy, którzy robią na mnie wrażenie na przykład Wojciech Chuchała, były Mistrz Polski, który niestety nie mógł obronić tego tytułu z powodu braku sponsora. Dwa razy miałem okazje się z nim spotkać, bardzo skromny chłopak. Wojtka przede wszystkim wyróżnia to, że swoim wysiłkiem zasłużył na ten olbrzymi sukces. W dodatku w tym roku w Mistrzostwach Europy, w klasie ERC 2, udało mu się zdobyć tytuł Mistrza.
Niejednokrotnie spotykałam się z określeniem, że rajdy uzależniają, utożsamiasz się z nim?
Myślę, że tak, lubię adrenalinę, wydaję mi się, że nie dałbym rady nie jeździć przez rok. Nie oglądam też rajdów i nie wiem czy pojadę na tegoroczną Barbórkę Cieszyńską jako widz, bo nie wiem czy wytrzymam. Inni będą jeździć, a ja nie, zdecydowanie wolę być po tej drugiej stronie.
Dziękuję za rozmowę, mam nadzieję, że Twoje plany zamienią się w rzeczywistość i niedługo zobaczymy Cię w Rajdowych Samochodowych Mistrzostwach Polski. Trzymamy kciuki!
Rozmawiała Angelika Gwiazda