Przejdź do treści

Samochód używany u handlarza

Internet stwarza ogromne możliwości. W przypadku zakupu samochodu z rynku wtórnego coraz powszechniejsze staje się korzystanie z usług wszelkiej maści raportów DNA, które za drobną opłatą prześwietlą historię danego pojazdu od A do Z. Cofanie liczników i sprowadzanie z Zachodu wraków po szkodzie całkowitej, staje się dzięki temu coraz mniej opłacalne. To jednak nie zniechęca nieuczciwych handlarzy, a ludzi nadal robi się w bambuko.

Wiecie co jest w tym wszystkim najgorsze? Generalizowanie. Uwierzylibyście, że Volkswagen Passat z nieśmiertelnym 1.9 TDI z 2002 roku miał nastukane zaledwie 247 000 km? Ja nie. A jednak, właśnie taki egzemplarz całkiem niedawno sprzedałem. Nie było to łatwe, bo faktem jest, że obejrzałem w warsztacie mnóstwo podobnych Passatów ze znacznie większym przebiegiem. Jeśli bardzo się chce, można znaleźć wyjątkowy, w porównaniu do przeważającej większości podobnych modeli, samochód. Wymaga to jednak sporo czasu i jeszcze więcej praktycznej wiedzy.

Dziś nie jest ani łatwo sprzedać auta, ani tym bardziej kupić. Nie raz, nie dwa pisałem na łamach Mototrends o tym, by nie przykładać większej wagi do przebiegu kilometrów. W sytuacji, w której zamierzacie kupić 12-letnie auto zazwyczaj szkoda zachodu – i tak nie dojdziecie prawdy. Widzicie tylko cyferki na liczniku. Zamiast tego sprawdźcie faktyczny stan pojazdu, zarówno od strony mechanicznej, jak i blacharskiej. Poproście o wszelkie dokumenty. Każdy element karoserii zbadajcie elektronicznym miernikiem lakieru. Zabierzcie samochód do niezależnego serwisu „na ścieżkę” i w celu diagnostyki komputerowej. Tak się kupuje auto.

Pomoc ludziom w zakupie ich wymarzonych czterech kółek, szukanie własnych, czy w końcu sprzedaż samochodu, nauczyła mnie przezorności. Jak to w życiu bywa, oferowaniem samochodów zajmują się ludzie zarówno godni zaufania, jak i niegodni. Kiedy czytacie te wszystkie artykuły, o tych kręconych o 100 000 km furach, to co przychodzi Wam na myśl? Mnie osobiście słowo: handlarz. To właśnie on zazwyczaj przedstawiany jest jako archetyp nieuczciwego sprzedawcy. „Bezwypadkowy z Niemiec, po opłatach celno-skarbowych, w stanie idealnym” i bez grama szpachli? W ofercie tylko takie. Na Mirków-handlarzy trzeba uważać.

Jeśli tak wiele samochodów wystawionych „u Mirka w komisie” sprawia problemy, a ich historia nie do końca potwierdza to, co mówi sprzedawca, to po co ludzie w ogóle chodzą do takich komisów? Sami proszą się o kłopoty. Kiedy dodamy do tego fakt, że Polak oczekuje po 12-letnim samochodzie przebiegu rzędu 190 000 km (najlepiej w dieslu!) i bez ani jednej ryski na lakierze, mamy obraz tego, jak wielkie pole do popisu mają nieuczciwi handlarze.

Każdy samochód jest inny. O każdy inaczej się dba i to automatycznie przekłada się na jego stan techniczny. W kupowaniu auta na pewno nie warto kierować się stereotypami. To właśnie na działalności „typowych Mirków” cierpią ludzie, którzy naprawdę dbają o swoje samochody, ale nie mogą ich sprzedać z prostego powodu – ceny na rynku wtórnym danego modelu dyktują sprowadzane z Zachodu kręcone i klepane przez takich właśnie handlarzy szroty. W efekcie tego, kupujący pomijają samochody nieco droższe, niż reszta. Szukanie okazji nigdy nie kończy się dobrze. Albo nauczymy się, że za dobry samochód trzeba zapłacić, albo nadal będziemy oszukiwani na wszelkie sposoby. Taka jest prawda.

Jakie samochody warto kupować? Z osobistego doświadczenia powiem Wam, że najlepiej pofatygować się samemu. Warto oglądać auta w towarzystwie kogoś, kto ma bogatą wiedzę z zakresu mechaniki i będzie potrafił spojrzeć na dany model chłodnym okiem. Nie ma reguły, czy lepsze są samochody krajowe, czy sprowadzane. Skłaniam się natomiast ku opinii, że lepiej szukać auta z rąk prywatnych. Szukanie w nierenomowanych komisach u Mirków-handlarzy z reguły nie kończy się dobrze. Zastanawiam się tylko, dlaczego ludzie wciąż to robią, skoro tyle się o tym mówi? Liczą na super auto w niskiej cenie, z pełną dokumentacją i potwierdzonym tysiącem dokumentów przebiegiem? Przecież prędzej Skoda Superb stanie się pełnoprawnym członkiem klasy premium, niż ktoś znajdzie taki samochód. Zupełnie tego nie rozumiem.

Jednakże zaznaczam – nie dyskredytuję komisów samochodowych jako takich. Znajdziecie multum firm, gdzie samochody oferują handlarze, a są to auta naprawdę godne polecenia. Mowa o przysłowiowych „Mirkach”, którzy na pytanie „Co on miał bite?” odpowiadają „Panie, jedne co on miał bite, to Bitte Tanken!”. I jest to oczywiście niezgodne z prawdą.

Temat chodzenia do nierenomowanych komisów uznaję za omówiony. Słów jeszcze kilka o samym kupowaniu. Możecie się ze mną zgadzać, lub nie, ale 500 mikronów szpachli na przednim nadkolu i wymieniony zderzak nie robią na mnie wrażenia. W rozsądnej cenie kupiłbym taki samochód bez wahania. Jeśli robota zrobiona jest porządnie, to dlaczego miałbym takie auto dyskwalifikować? Wystrzegajmy się samochodów ze spawanymi podłużnicami i wspawanymi ćwiartkami, ale na Boga –  bez przesady! W szpachlę na nadkolu i nowy zderzak to można zainwestować po głupiej stłuczce na parkingu. I co, czy to oznacza, że dane auto traci 100 000 złotych na wartości? Nie.

Jaki z tego wniosek? Przy zakupie naszych wymarzonych czterech kółek najważniejszy jest rozsądek. Szukania okazji w komisach „u Mirka” należy się wystrzegać, a miernik lakieru może okazać się jedną z najprzydatniejszych rzeczy w naszym życiu. Bądźmy przezorni i cierpliwi, ale z drugiej strony nie dyskwalifikujmy samochodu, który ma trochę szpachli na którymś nadkolu, bo mogła to być po prostu nieszczęśliwa stłuczka. Na rynku wtórnym co drugi samochód jest „bezwypadkowy, serwisowany w ASO i po pierwszym właścicielu”. Grunt to zweryfikować na ile ten opis jest prawdziwy, a na ile mija się z prawdą.

A jakie są Wasze doświadczenia związane z zakupem używanego auta?

Krystian Pomorski

zdjęcie: firmeneintrag.de

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.