O karierze Sebastiena Ogier można pisać wiele. Ten 32-letni mężczyzna już po raz czwarty zyskuje tytuł najlepszego kierowcy na świecie! Sezon 2016 w Rajdowych Samochodowych Mistrzostwach Świata WRC dla niego i jego pilota Juliena Ingressia był nieprzewidywalny, a odcinki czasem robiły niepokojące niespodzianki.
Początek sezonu był pomyślny dla Ogiera. Pierwsze dwa rajdy w Monte Carlo i Szwecji wygrał bez większych problemów, pokazując rywalom kto rządzi. Dobra passa nie trwała długo. W kolejnych rajdach w Meksyku i Argentynie nie było już tak kolorowo. Załoga Volkswagena spadła na drugą pozycje, a podczas Rajdy Sardynii na trzecią. Mimo wszystko zdobywał cenne punkty potrzebne do klasyfikacji.
Podczas Rajdu Polski Ogier uplasował się na szóstym miejscu. Ostra i szybka rywalizacja sprawiła, że różnice czasowe nie były duże. Załoga okazała się o 40 sekund wolniejsza od liderów Andreasa Mikkelsena i Andersa Jaegera. Kolejny runda WRC, Rajd Finlandii mocno osłabił Francuzów. Na dziesiątym odcinku Sebastien Ogier stracił szanse na wygraną i na zdobycie jakichkolwiek punktów. Popełniając błąd, wpadł do rowu. Niestety wyciąganie samochodu zabrało trochę czasu, w pobliżu nie było kibiców, którzy mogliby pomóc załodze. Z 19 minutową stratą do lidera zajęli 24 w klasyfikacji generalnej.
Utracone punkty zyskał podczas Rajdu Niemiec, Francji i Hiszpanii, po których oficjalnie możemy przyznać tytuł Mistrza Świata Sebastienowi Ogierowi i Julienowi Ingressi.
Czuję się wspaniale! Czwarte mistrzostwo świata dla Juliena i dla mnie, to uczucie, którego nie da się opisać. To naprawdę zaszczyt być wymienianym jednym tchem z tak wielkimi kierowcami, jak Kankkunen i Mäkinen. Bardzo dziękuję całemu zespołowi Volkswagena. Bez niego nie byłoby tu ani Juliena, ani mnie. Przez cały rok zespół wykonywał wspaniałą robotę, przez cały sezon mieliśmy do dyspozycji perfekcyjnie przygotowane auto. Także w ten weekend miałem wiele radości siedząc za kierownicą Polo R WRC. Oczywiście napięcie przed Powerstage’em było tym razem nieco większe niż zwykle – dlatego, że w zasięgu ręki było zdobycie tytułu i dlatego, że miałem w pamięci błąd popełniony tu w zeszłym roku. Ale daliśmy radę. Mimo trudnych warunków, mimo mocnej konkurencji – z tego tytułu jestem dumny jak nigdy wcześniej. Będę go teraz solidnie świętował z całym zespołem i z moją żoną, a w domu pokażę puchar mojemu małemu synowi Timowi. Właśnie jemu dedykuję tytuł Mistrza Świata.- podsumowuje Mistrz na mecie Rajdu Hiszpanii.
Mimo przygód, porażek i sukcesów w klasyfikacji generalnej mają na koncie 222 punktów, za sobą bez szans na zwycięstwo z wynikiem 127 punktów zostawiają Andreasa Mikkelsena oraz Thierrego Neuville. Do zakończenia sezonu zostały jeszcze dwie rundy: Rajd Wielkiej Brytanii oraz Rajd Australii. Kto zajmie drugie i trzecie miejsce na podium? Odpowiedź pozostaje zagadką do zakończenia sezonu.
źródło: www.sebastien-ogier.com
VW ogłasza, że prace nad nową generacją Polo R WRC wkraczają w decydującą fazę.
Zmiany w specyfikacji samochodów w cyklu WRC są podyktowane nową polityką FIA dotyczącą zarówno bezpieczeństwa kibiców jak i samych kierowców. Zmiany pewnie obejmą także same trasy, które FIA także chce dostosować do zmieniających się przepisów, kierunku rozwoju organizacji oraz ekologii.
Nowy VW Polo R WRC będzie szerszy o około 50mm, 25kg lżejszy i ponad 60KM mocniejszy (320KM aktualnie).
VW informuje, że wszystkie nowe, techniczne elementy są właśnie testowane i badane, a prace skończą się przed rajdem Monte Carlo 2017. Wtedy też zadebiutuje całkowicie nowa wersja Polo R WRC. Decydująca faza testów ma kluczowe znaczenie do powodzenia całego projektu.
Miejmy nadzieję, że pozostałe ekipy z cyklu WRC zdążą zmienić swoje samochody na następny sezon.
Huragan Patrycja nieźle nam namieszał podczas ostatniego weekendu Grand Prix na torze COTA w Austin. Zawsze powtarzam „znajdź pozytyw w tej beznadziejnej sytuacji” a takowym była zacięta rywalizacja podczas niedzielnego wyścigu. Bez dwóch zdań była to najlepsza runda sezonu, albo na bank plasująca się w pierwszej trójce. Gusta są różne przecież…
Deszczowa pierwsza sesja treningowa, odwołana druga, deszczowa trzecia, niedokończone kwalifikacje mówiły wyraźnie jedno – będzie się działo i to bez względu na to, czy będzie nadal lało czy nie. Czego byliśmy świadkami? Cóż, po pierwsze porażki Nico Rosberga. To trzeba podkreślić, bo kierowca Mercedesa zaliczył podczas tego jednego wyścigu mnóstwo wpadek. Czy Lewis Hamilton zasłużył na mistrzostwo? Moim zdaniem owszem. Był bez wątpienia najlepszy podczas całego sezonu, nic nie było w stanie go rozproszyć. Co innego Nico… Gdzie szukać przyczyny? Cóż, miał pecha, awarie bolidu no i narodziny córeczki też mogły zrobić swoje. Romain Grosjean niedawno przyznał, że gdy zostajesz ojcem to twój tok myślenia ulega zmianie – styl jazdy też. 10 razy zastanowisz się czy coś zrobić czy nie, wcześniej byś się nie zastanawiał wcale. Może to właśnie spotkało Nico i Kimiego Raikkonena, który przecież też niedawno został tatusiem.
Na wielką pochwałę zasługuje dyspozycja stajni Red Bull. Szczerze nie spodziewałam się tego, że to właśnie stajnia z Milton Keynes w początkowej fazie wyścigu będzie tak ostro walczyć z kierowcami Srebrnych Strzał. Niestety ich dobra passa nie trwała do samej mety – Kvyat stracił panowanie nad bolidem i wylądował na bandach, a Ricciardo po kilku kontaktach ostatecznie został sklasyfikowany na dziesiątym miejscu.
Cuda działy się też w środkowej części stawki. Po raz kolejny Sebastian Vettel udowodnił, że zwycięstwa jakie odnosił nie były tylko zasługą dobrego bolidu, który rzekomo miał maskować braki kierowcy. Niemiec mając na karku karę za wymianę silnika linię mety przekroczył jako trzeci.
Wyścig pełen emocji, obfitujący w najróżniejsze manewry wyprzedzania i błędy kierowców, którzy tracili panowanie nad bolidami wjeżdżając na mokrą część toru. Samochód bezpieczeństwa musiał wyjeżdżać kilka razy. Kibice, którzy szczęśliwie dotarli na tor otrzymali naprawdę dobre show. Show, które w żaden sposób nie było wyreżyserowane, a prawdziwe. Show, które chciałoby się oglądać co weekend GP. Może to recepta na sukces? Jedna sesja treningowa, kwalifikacje i do dzieła?