Podróżując po Polsce, czy to samochodem, czy czymkolwiek innym, obowiązkowym punktem dnia jest dla mnie przerwa na kawę. Uwierzcie, że nie ma nic lepszego w okresie letnim, niż karmelowe Frappuccino, a w zimowym – duża Latte. Przyjemność sprawia mi także czytanie do kawy dobrej książki i traf chciał, że całkiem niedawno w moje ręce wpadła jedna z nich – „Co może pójść nie tak?”, pióra niezastąpionego w swym fachu Jeremiego Clarksona.
Nie ocenia się książki po okładce. Tutaj to przysłowie nabiera dosłownego znaczenia, bo okładka bestsellera jest po prostu brzydka. Zapewne ktoś chciał by była, podobnie jak Jeremy, wyrazista i aby przykuwała oko, ale w moim odczuciu to zupełnie nieudany eksperyment. Niemniej jednak, to co w środku w pełni zrekompensowało moje rozczarowanie walorami estetycznymi.
„Co może pójść nie tak?” to kolejne dzieło Clarksona, w którym nie skupia się on jedynie na motoryzacji – i dlatego jest to książka genialna. Sam na łamach Mototrends piszę nierzadko teksty natury technicznej, śledzę również recenzje, w których dziennikarze skupiają się na spalaniu i ergonomii wnętrza, ale pojawia się pytanie: Ileż można? Tu z pomocą przychodzi Jeremy, który pokazuje, że o samochodach można pisać w zupełnie inny sposób i dobrze jest czasem odpocząć od recytowania specyfikacji technicznej, czy zapewnień o wysokim komforcie jazdy. Powiedziałbym, że ten zbiór felietonów z Sunday Times’a to doskonały sposób na oderwanie się od rzeczywistości.
Przyznaję się bez bicia – nie zacząłem od początku. Przeleciałem wzrokiem spis treści i otworzyłem książkę na stronie 270. Zapoznacie się tam z tekstem pt. „Wpadłem na namolnego unijnego urzędasa i nic nie poczułem”. Felieton o tym, dlaczego jazda BMW 640d (z pakietem M Sport) sprawia wrażenie unoszenia się na chmurach. W tym miejscu chciałem zacytować fragment, ale jednak się powstrzymam, bo mam nadzieję, że sami o tym przeczytacie, kiedy najnowsze dzieło Clarksona znajdzie się na Waszej półce.
Nie jest to najlepszy felieton, z jakim zapoznałem się podczas lektury „Co może pójść nie tak?”, ale nie potrafiłbym wybrać jednego „naj”, bo jest ich po prostu mnóstwo. Pozwolę sobie jednak polecić trzy: „Niechaj otworzą się bramy raju”, o Lamborghini Gallardo LP570-4 Spyder, „Helgo , dojrzałem i pokochałem Cię”, czyli słów kilka o Porsche 911 GTS i może… „Ha! Jestem niewidzialny – i teraz nikt mnie nie złapie”. Jak myślicie, o czym jest ten ostatni? Nie mylicie się – Golf GTI 2.0 TSI Performance Pack. I jeszcze całe mnóstwo tekstów, które w żaden sposób nie zaczynają się tak, jak zaczyna się większość samochodowych recenzji.
Czytając książkę Clarksona dowiedzie się między innymi z jaką prędkością poruszają się kangury, co Jeremy lubi jeść na kolację, dlaczego Dania to najlepsze miejsce na świecie oraz co autor sądzi o Formule 1. To właśnie siła stylu Clarksona, która wyróżnia się na tle innych recenzentów. Ograniczanie się jedynie do recytowania specyfikacji technicznej, lub (jak to w Polsce bywa) rozpoczynanie testu od zaprezentowania grubości słupków A jest po prostu nudne i nikogo nie obchodzi. Wszystko to z łatwością możecie znaleźć w internecie.
Z drugiej strony, tak jak wspomniałem, „Co może pójść nie tak?” to lektura, którą należy traktować z dużym przymrużeniem oka. Łatwo jest mówić, że spalanie, czy pojemność bagażnika są nieistotne, recenzując samochody niedostępne dla blisko 90% społeczeństwa. Jazda najnowszą Octavią, a najnowszym Lambo zasadniczo różni się tym, że w pierwszym aucie ekonomia gra kluczową rolę, w drugim – żadną. Bo nie o to w tym chodzi. Podobnie sprawa ma się pod względem ceny.
Pozwolę sobie uczynić małą dygresję. Zainspirowały mnie ostatnio przemyślenia pewnej właścicielki Camaro, która po zakupie tego auta opisała reakcje swoich znajomych na stronie, której adresu niestety nie pamiętam. Przechodząc do rzeczy – nie wiedziałem, że są jeszcze ludzie, którzy na widok Twojego Camaro pytają „A wiesz ile to pali?”, czy na przykład „A wiesz jakie części do tego drogie?”. Nie, kupiłem pieprzone Camaro nie licząc się z tym, że pali 15 litrów przy spokojnej jeździe, a najmniejsza część jest trzy razy droższa, od analogicznej części w Twoim Golfie. Myślę, że książka Clarksona pozwoli takim ludziom zrozumieć, że jest granica, gdzie kończy się ekonomia i bagażnik, a zaczynają emocje. Tego im życzę.
Clarkson od zawsze pisał rzeczy, które z punktu widzenia zwykłego Kowalskiego, który zamierza kupić auto, są zupełnie nieistotne. „Co może pójść nie tak” to świetna alternatywa dla przedstawiania motoryzacji w sposób z jakim mamy do czynienia na co dzień, ale jeśli szukacie tu konkretnego uzasadnienia dlaczego powinniście kupić jakiś wóz, to na pewno go nie znajdziecie.
Mnóstwo kwiecistych metafor, zaskakujące porównania, a przede wszystkim szczerość – z tego składa się najnowsze dzieło Jeremiego. Jeśli jakieś auto nie przypadnie mu do gustu – mówi o tym. Jeśli jakiś system stworzono, aby wyglądał, a nie działał – to również o tym mówi. Nie brakuje także zarzutów pod adresem ekologów, Uniii Europejskiej i designerów Porsche, których istnienie Clarkson poddaje w wątpliwość.
Książkę czyta się jednym tchem i w przeciwieństwie do podróżowania Bipperem- nie męczy. Polecam ten tytuł nie tylko fanom motoryzacji, ale każdemu, kto chce choć trochę pojąć dlaczego współczesny świat wygląda tak, a nie inaczej. Uwierzcie na słowo, że kawa z „Co może pójść nie tak?” smakuje wyjątkowo dobrze.
Krystian Pomorski
Owocny rok 2015 dobiega końca. To czas podsumowań, także tych związanych ze światem motoryzacji, dlatego każdy z redaktorów magazynu Mototrends w dzisiejszym materiale porusza trzy zasadnicze kwestie: premiera roku, wydarzenie roku i oczekiwania na rok 2016. Chcecie się przekonać, jakie są ich odpowiedzi? Zapraszamy do lektury, a także aktywnego komentowania. Czekamy na Wasze propozycje!
1) Premiera roku:
Tomek Mentos: Ford Fokus RS
Po pierwsze i najważniejsze: w końcu napęd 4×4. Dzięki napędowi oraz silnikowi o mocy 350KM jest w stanie skutecznie konkurować z resztą segmentu. Cena za RSa jest przystępna, za nieduże pieniądze fani mocnych i szybkich samochodów mogą poczuć się jak w prawdziwym super samochodzie. Na o dzień w pełni funkcjonalny samochód dla rodziny 2+2 a w razie potrzeby rasowy sportowiec gotowy do walki o najwyższe pozycje. Dodatkowo bardzo dobra opcja pod budowę wyczynowego samochodu sportowego. Wygląd, osiągi, funkcjonalność, zabawa.
Krystian Pomorski: Alfa Romeo Giulia
Typ samochodu, za którym każdy odwróci głowę, a Ty jadąc nim zastanawiasz się, czy to tylko samochód, czy może wehikuł, który przenosi Cię w krainę marzeń. Giulia, choć miałem jeszcze paru kandydatów, to dla mnie najbardziej zacna premiera mijającego roku. Spójrzcie na te linie, na te dodatki. Krwistoczerwony kolor dodaje charakteru, choć Alfa poradziłaby sobie i bez niego. Wnętrze prezentuje się równie ciekawie i najważniejsze – nie jest „przesadzone”.
Inżynierowie włoskiej marki zadbali o przejrzystość i harmonię deski rozdzielczej, co bardzo sobie cenię. Choć z pozoru to auto dla ludzi o specyficznym guście, nie znam osoby, dla której Giulia pod względem designu nie jest przynajmniej „świetna”. Specyfikacja modelu prezentuje się tak, jak zakładałem i teraz kwestia tego, by sprawdzić to w praktyce. Z niecierpliwością czekam na jej test, a jestem pewien, że będzie to miłość od pierwszego wejrzenia.
Sławek Farbaniec: Ferrari 488 GTB
Odsłony kolejnych modeli Ferrari zawsze budzą we mnie spore emocje, dlatego nie może dziwić, że wśród premier roku 2015 znalazło się nowe wcielenie Italii – Ferrari 488 GTB. W gamie modeli zastępuję 458-emkę, która dla wielu osób, w tym dla mnie, stała się uosobieniem przepięknych kształtów, które razem tworzą niemalże seksowne nadwozie. Nawiązania do poprzedniego modelu można zauważyć na pierwszy rzut oka, ponieważ inżynierowie przeprowadzili restyling starego nadwozia, a nie tworzyli go na nowo.
Można im zarzucać lenistwo, ale czy warto poprawiać coś, co jest bliskie ideału? W porównaniu z 458, nowy model jest mocniejszy, szybszy i bardziej aerodynamiczny. Do setki przyśpiesza w 3 sekundy, prędkość maksymalna to 330 km/h, a moc generowana przez silnik V8 wynosi 661 KM, czyli prawie o 90 więcej niż u poprzednika!
2) Wydarzenie roku – Polska:
Tomek Mentos: Pierwsza edycja Warsaw Moto Show
Mimo pewnych niedociągnięć najbardziej perspektywiczna impreza 2015. Potencjał tej imprezy stanowią na pewno sam teren oraz lokalizacja. Pomijając liczne stanowiska i ekspozycje mocną stroną WMS byli zaproszeni goście oraz atrakcje dla zwiedzających. Jeśli organizator pójdzie tą drogą w następnych edycjach to narodzi się nowy lider Moto Show w Polsce.
I po drugie: „I Love Rally” – Jedyna w Polsce impreza związana z motosportem w samym centrum miasta. Tylko na I love Rally na ulicach Katowic można zobaczyć widowiskowe przejazdy samochodów rajdowych oraz wyścigowych. Dodatkowo, można z bliska zapoznać się ze sportowymi samochodami, porozmawiać z zawodnikami oraz przejechać się na fotelu pasażera! Impreza była objęta patronatem mototrends.pl!
Sławek Farbaniec: Summer Cars Party
Na uwagę, pośród wydarzeń motoryzacyjnych w Polsce, zasługuje impreza Summers Cars Party, która odbyła się w dniach 5-6 września na katowickim Lotnisku Muchowiec. Prowadzącymi byli Aleksandra Kutz i Ireneusz Bieleninik, a wśród gwiazd była między innymi Karolina Pilarczyk – przedstawicielka płci pięknej polskiego driftu. Bogaty program imprezy dawał możliwość wyboru takich konkurencji i pokazów, które najbardziej odpowiadały preferencjom gości. Nie zabrakło wyścigów na ¼ mili, driftu, wrak-race czy prezentacji tuningowanych samochodów. Podsumowując: piękne kobiety, wspaniałe samochody i zapach palonej gumy w powietrzu, czyli wszystko to, co kocury lubią najbardziej.
Krystian Pomorski: Verva Street Racing
Byłem na wszystkim, co możliwe, ale przyznajcie – nic nie miało takiego rozmachu, jak Verva Street Racing. Stadion Narodowy po raz kolejny powitał najlepszych kierowców w Polsce i nie tylko. Sporo emocji wzbudził przyjacielski pojedynek Kuby Przygońskiego i Felixa Baumgartnera, którzy doskonale znali się już ze wspólnych występów w projektach Red Bulla. Szybkie wozy, zjawiskowe kobiety, dziesiątki tysięcy kibiców na trybunach i wielkie show w wykonaniu Clarksona i spółki. Czego chcieć więcej?
3) Wydarzenie roku – świat:
Tomek Mentos: Mistrzostwo Europy ERC
Należy wspomnieć o bitwie o Mistrzostwo Europy ERC w rajdach duetu Kajetanowicz/Baran z ekipy Lotos. Równa, szybka jazda od początku sezonu – to musiało się tak skończyć. Sukces Rafała Sonika na Dakarze – 1 miejsce w quadach oraz 3 miejsce w samochodach Krzysztofa Hołowczyca. Z innej bajki, myślę, że warto poruszyć aferę dieslowską Volkswagena, który oszukał swoich klientów oferując samochody mniej ekologiczne, niż wskazywały na to oficjalne testy. Jeszcze przez długi czas będzie musiał pracować na rzecz odbudowy zaufania w świecie motoryzacji. Problemem jest też fakt, że konkurencja, na czele z Toyotą, czy Hondą, nie śpi, a w niektórych kwestiach wydaje się być niedościgniona.
Sławek Farbaniec: Essen Motor Show 2015
Tegoroczna odsłona przyciągnęła ponad 1500 dziennikarzy oraz 360 tysięcy gości. Każdy fan motoryzacji mógł znaleźć coś dla siebie, ponieważ pokazy obejmowały wiele kategorii motoryzacji takich, jak tuning, motor sport, samochody sportowe i klasyczne, a także znalazło się coś dla wielbicieli jednośladów. Łącznie można było podziwiać ponad 550 eksponatów, dlatego na pewno każdy z gości znalazł coś dla siebie. Poza wystawą modeli, można było obserwować między innymi pokazy wyścigowych ciężarówek.
Krystian Pomorski: Afera Volkswagena, Stacyjki General Motors
Obecność w tej kategorii afery spalinowej Volkswagena czyli tzw. „dieselgate” nie powinna dziwić. Zobaczcie jak groteskowo wyglądają działania niemieckiego koncernu w obliczu sukcesów Toyoty na polu sprzedaży ekologicznych samochodów hybrydowych i nie tylko. Dużo czasu potrzeba Niemcom, aby odbudować zaufanie, ale myślę, że warto dać im drugą szansę, bo bądź co bądź – auta mają dobre.
Z drugiej strony, mamy sprawę wadliwych stacyjek General Motors, o której pisałem już na łamach magazynu Mototrends. Niektórzy określają ją jako „największy skandal w historii amerykańskiej motoryzacji” i nie będzie to przesadą. Według samego GM doszło do 31 wypadków, w których zginęło 13 osób. Silnik, wraz z całym osprzętem mógł samoczynnie wyłączyć się podczas jazdy. Nie wyobrażam sobie, aby coś takiego mogło się powtórzyć.
4) Na co czekam w 2016 roku?
Sławek Farbaniec: Premiera Hondy NSX.
Rok 2016 może być niepowtarzalną szansą Hondy na powrót do grona producentów supersamochodów. Po zakończeniu produkcji NSX-a, Japończycy na długi czas zniknęli ze sceny, którą aktualnie rządzi McLaren, Porsche czy Ferrari. Jednak zbliżająca się premiera drugiej generacji legendarnego modelu Hondy, może wiele zamieszać pośród sportowej motoryzacyjnej śmietanki. Pierwsza odsłona NSX-a wysoko postawiła poprzeczkę, ponieważ przez wielu była uważana za jeden z najlepszych sportowych samochodów lat 90. Na następcy ciąży więc spora presja, aczkolwiek zapowiedzi nowego modelu są bardzo intrygujące. Nowy model będzie zasilany przez motor spalinowy V6 i aż trzy silniki elektryczne co łącznie ma dawać moc ponad 570 KM.
Tomek Mentos: Starty Polaków, Volvo S90, Bugatti
W 2016 czekamy na starty Polaków w róznych seriach wyścigowych/rajdowych – zawsze kibicujemy i staramy się dzielić infomacjami z czytelnikami. Jako pierwsze Dakar 2016 i Rajd Monte Carlo oraz sportowa premiera Arrinery. Dodatkowo w 2016 będziemy mogli cieszyć się kilkoma dobrymi premierami np. Volvo s90, a może też nowym Bugatti? Co do Hondy NSX – na pewno producenci nas nie zawiodą, i my też, dlatego bądźcie z nami i pokazujcie swoje wsparcie.
Krystian Pomorski: Mercedes Klasa E, targi elektroniki w Las Vegas
Niedawno Mercedes wrzucił film, prezentujący wnętrze najnowszej E-Klasy. Nieziemski design to jedno, ale zwróćmy uwagę na technologię. Mercedes będzie wyposażony w system Drive Pilot, który znamy dobrze z samochodów Tesli. Dajmy na to: zmiana pasa ruchu. Wystarczy włączyć kierunkowskaz – jeśli będzie działał przynajmniej przez 2 sekundy, to samochód oceni, czy wykonanie manewru jest możliwe i bezpieczne, po czym wykona go bez udziału kierowcy. Prace nad legalizacją tego systemu we wszystkich krajach UE trwają.
Z drugiej strony – targi elektroniki w Las Vegas (6-9 stycznia 2016). Obecne będą oczywiście nie tylko koncerny motoryzacyjne, ale dla przykładu: Volkswagen zaprezentuje na targach model studyjny, który daje wyobrażenie o tym, jak będą wyglądać samochody w niedalekiej przyszłości. Równie ciekawie zapowiada się projekt BWM, czyli Vision Car Concept, o którym informowałem Was na Twitterze. Z kolei Toyota pochwaliła się, że na CES pokaże system podobny do Google Street View, tyle że generowany w czasie rzeczywistym za pośrednictwem kamer samochodowych (!!!). Długo by jeszcze wymieniać, lecz jak widzicie – zapowiada się nieźle.
Pomimo tego, że koncepcyjna wersja McLarena P1 pojawiła się na targach w Paryżu zaledwie trzy lata temu, to samochód już zyskał tytuł ikony motoryzacyjnej. Innowacyjne rozwiązania jakie wprowadzał dały nowe światło na kierunek rozwoju supersamochodów. Po dwóch latach produkcji P-jedynka schodzi z taśmy produkcyjnej. Ciekawe, jak zakończenie produkcji wpłynie na popularność tego modelu?
W sumie McLaren wyprodukował dokładnie 375 egzemplarzy P1 i co ciekawe – wszystkie znalazły swojego właściciela jeszcze przed oficjalną premierą. Cena bazowa samochodu wynosiła 866 tysięcy funtów, dzięki czemu poszczególne modele trafiły do najbogatszych klientów. Posiadaczem ostatniego, który zszedł z taśmy produkcyjnej, stał się mieszkaniec USA. Szeroka możliwość personalizacji modelu według upodobań przyszłego właściciela sprawiła, że nie ma dwóch takich samych P-jedynek, co potęguje jego unikatowość.
Do napędu samochodu posłużył benzynowy motor V8 z dwoma turbosprężarkami o pojemności 3,8 litra i współpracujący z nim silnik elektryczny. Takie połączenie daje kierowcy łącznie ponad 900 KM i 900 Nm. Cała moc jest przekazywana na tylną oś za pomocą siedmiostopniowej skrzyni z podwójnym sprzęgłem. W rezultacie pierwsza setka na prędkościomierzu pojawiała się po zaledwie 2,8 sekundy, a prędkość maksymalna została elektronicznie ograniczona do 350 km/h.
Razem ze swoimi bezpośrednimi konkurentami – Porsche 918 Spyder i Ferrari LaFerrari – McLaren walczył o tytuł najbardziej przełomowego samochodu ostatnich lat. Czy udało mu się pokonać przeciwników? Na to pytanie nikt nie odpowiedział jednoznacznie i raczej nikt się tego nie podejmie. Jedną z możliwości, wybrania najlepszego spośród tej trójki, był test na legendarnym torze Nürburgring. Niestety: oficjalny czas przejazdu ogłosiło tylko Porsche. Jak podaje niemiecki producent model 918 Spyder przejechał całą pętle w 6 minut i 57 sekund. W zestawieniu najlepszych wyników stawia go na 3. miejscu pośród wszystkich samochodów i na 1. pośród aut dopuszczonych do ruchu.
Łatwo przyszło, łatwo poszło… McLaren P1 już stał się żywą legendą. Dzięki krótkiemu okresowi produkcji i małej liczbie wyprodukowanych egzemplarzy – jego wartość na rynku wtórnym będzie tylko wzrastać. Już spekuluje się, że za 2-3 lata cena egzemplarza P1 może się nawet podwoić! Prawdopodobnie nie obejdzie się bez porównań modelu do jego starszego brata – McLarena F1. Czy podobnie jak poprzednik będzie on wspominany przez wiele lat? To pokaże czas.
Pomimo zakończenia produkcji jest szansa, aby kupić model z limitowanej serii McLarena P1 o oznaczeniu GTR. Ta bestia, jest jeszcze potężniejsza od standardowej wersji, ponieważ ma aż 1000 KM! Jednak, aby zakupić GTR-a, należy udowodnić, że w Twoim garażu stoi już „zwykła” P-jedynka…
Sławek Farbaniec
Źródło: adrenalinemotorsport.pl, topgear.com.pl, motofakty.pl
Honda NSX to samochód, którego nie trzeba przedstawiać. Na samą myśl o niej serce fana motoryzacji bije szybciej, a na jego twarzy rysuje się rozmarzony uśmiech. Pomimo tego, że debiutowała na początku lat 90., to jej popularność nadal nie zmniejsza się, a wręcz odwrotnie. NSX stało się, nie tylko gwiazdą takich filmów jak Tokyo Drift, czy też Pulp Fiction, ale możemy go spotkać także w różnych grach komputerowych. Po 25 latach od premiery i 10 po zakończeniu produkcji Honda zaprezentowała w Detroit wersję produkcyjną drugiej generacji NSX-a, ale czy powtórzy ona spektakularny sukces swojej poprzedniczki?
Pierwsza generacja NSX-a wywołała na scenie motoryzacyjnej niemałe zamieszanie poprzez innowacyjne technologie, jakie wprowadzała. Pomysły czerpane były z bogatej historii oraz rozwiązań Hondy pochodzących z Formuły 1. Przy jego tworzeniu tego modelu uczestniczył znany kierowca Ayrton Senna, który stwierdził, że ten model Hondy to „najlepiej prowadzące się do tej pory auto na świecie”. NSX było pierwszym samochodem, którego nadwozie było wykonane w pełni z aluminium oraz pierwszym, w którym zamontowany opracowany przez markę silnik ze zmiennymi fazami rozrządu – V-TEC.
Konstruktorzy Hondy obrali podobny kierunek działania w czasie projektowania i tworzenia NSX-a II – miał się stać lekkim i nowoczesnym samochodem. Sercem samochodu jest sportowy układ hybrydowy, który podobny jest do występujących w takich samochodach jak Porsche 918 czy McLarenie P1. Podstawowym źródłem zasilania ma się stać wykonany z aluminium, podwójnie doładowany, trzy i pół litrowy silnik V6, który osiąga moc około 500 KM. Mają go wspierać aż trzy jednostki elektryczne, co łącznie daje nam ponad 570 KM. Ogromna moc w zestawieniu ze stosunkowo niską masą samochodu, którą gwarantuje nadwozie z aluminium, powinno dawać niesamowity efekt pod względem prędkości i świetne prowadzenie, któremu sprzyja dodatkowo napęd na cztery koła. Do zmiany biegów ma służyć 9-stopniowa skrzynia biegów z podwójnym sprzęgłem, co ma jeszcze usprawnić przełożenie mocy na koła.
W efekcie NSX ma rozwijać prędkość ponad 300 km/h, a pierwszą „setkę” na prędkościomierzu będzie można zobaczyć po zaledwie 2,9 sekundy, co jest zbliżonym wynikiem do przyśpieszenia wyżej już wspomnianego McLarena. Pozycjonuje to Hondę wśród najszybszych i najlepiej przyśpieszających samochodów na świecie, co już jest nie lada sukcesem. Warto też wspomnieć również o nowoczesnym systemie startu, który ma zagwarantować pełną moc już od samego początku i o możliwości wyboru jednego spośród czterech trybów jazdy, takich jak: Quiet, Sport, Sport+ i Track. Mają one wpływ na pracę zawieszenia, układu kierowniczego, silnika czy też skrzyni biegów, dzięki czemu auto optymalizuje swoje możliwości do oczekiwań kierowcy.
Design nadwozia i wnętrza odpowiada nowoczesnym rozwiązaniom technologicznym, jakie zastosowane. Jest nowatorski, ale bardzo estetyczny. Może nie jest takim ideałem piękna, jak Ferrari 458, które jest dla mnie Angeliną Jolie wśród samochodów, ale naprawdę może się podobać. Sylwetka NSX-a przypomina nieco Audi R8, jednak wygląda groźniej i bardziej arogancko. Widać, że w projekcie designerzy zwrócili uwagę nie tylko na wygląd samochodu, ale także na jego aerodynamikę.
Samochód zapowiada się bardzo obiecująco, ale też ciąży na nim ogromna presja, ponieważ ma zastąpić pierwszą generację, która jest już określana, jako żywa legenda. Należy zwrócić uwagę, że rynek motoryzacyjny w kategorii supersamochodów się zacieśnił i wzmocnił, dlatego konstruktorzy muszą przywiązywać dużą uwagę do zastosowania technologii innych niż u konkurentów, aby w jakiś sposób wyróżnić się na ich tle. Szczególnie, że bezpośredni konkurenci NSX-a są mocnymi graczami i dzięki temu, że pojawiły się przed nim, mają już prestiż i renomę.
Honda NSX pierwszej generacji często jest nazywana „japońskim Ferrari”, co jest niewątpliwie ogromnym komplementem dla samochodu. Czy jej następczyni również zdobędzie taką sławę i zrewolucjonizuje segment G? Aby odpowiedzieć na to pytanie potrzeba czasu, jednak jedno jest pewne – Honda wiąże z tym modelem spore nadzieje.
Sławek Farbaniec
Źródło: autocar.uk.com
Wodorowa rewolucja musiała nadejść. Toyota Mirai zadebiutowała właśnie na europejskich drogach i wydaje się, że już ich nie opuści. Europejczycy, widząc niejako przyszłość motoryzacji, są zachwyceni. Nikt już chyba nie ma wątpliwości, że poczciwe diesle niedługo odejdą na zasłużony odpoczynek, a świat zdominuje elektryczność wytwarzana przez ogniwa wodorowe, a wcześniej napęd hybrydowy. Nie mamy więc do czynienia z pytaniem „czy”, a bardziej- „kiedy”. A poza tym, co na to sporty motorowe?
Europa Zachodnia, mimo umiłowania silników wysokoprężnych, raczej nie będzie miała problemu z przyjęciem technologii wodorowej. Czołowi producenci już od dawna pracują nad jej rozwojem, choć bez porównania z pracami Toyoty, która jest absolutnym prekursorem w dążeniu do uzyskania „czystych spalin”. Jest na tym polu bezkonkurencyjna. Jeśli weźmiemy pod uwagę niedawną aferę z zaniżaniem szkodliwości spalin przez Volkswagena, to wizerunkowo wygląda to nieco groteskowo.
Wszyscy zachwycają się Mirai, ale mało kto zwraca uwagę, jak bardzo jest to odległa melodia przyszłości – przynajmniej jeśli chodzi o polski rynek. W Niemczech bez VAT-u Mirai będzie kosztować ok. 66 000 euro. W przeliczeniu na złotówki, to jakieś 350 000 złotych. Tego, jak wielki jest to problem, chyba podkreślać nie muszę.
Drugi to oczywista oczywistość – brak stacji, na których moglibyśmy tankować ogniwa. Instytut Transportu Samochodowego zapewnia, że pierwsze powstaną już za kilkanaście miesięcy. Gonimy pod tym względem Niemcy (cóż za niespodzianka), bo u nich technologia wodorowa działa już w pełnym tego słowa znaczeniu, choć może nie w samochodach cywilnych. W Hamburgu istnieje przecież największa na świecie flota autobusów napędzanych ogniwami. W samym mieście znajdują się cztery stacje ładowania.
Zaledwie parę dni temu Toyota Mirai po raz pierwszy pojawiła się w Polsce. Jeździła po ulicach Warszawy, wzbudzając powszechne zainteresowanie. Faktycznie, samochód wygląda „inaczej” niż to, co widzimy na co dzień, ale bez przesady. Ktoś powiedział, że Mirai wygląda jak „statek kosmiczny”. Poważnie? To chyba nie widział przyszłości w wersji Mercedesa, która mówiąc szczerze, zupełnie mnie nie przekonuje (patrz model F015).
Mirai, jakkolwiek by jej nie postrzegać, jest krokiem milowym w rozwoju motoryzacji. Dużo więcej ropy nie znajdziemy, a wykorzystywać ją będziemy do ważniejszych celów, niż napędzanie czterech kółek – i mówię to jako zapalony fan silników wysokoprężnych. Przyszłość w takim wydaniu mi odpowiada, a powiedziałbym wprost, że czekam na więcej.
To, jak wyglądać będą sporty motorowe, czy chociażby zwykłe spotkanie „driftowych” zapaleńców, gdzieś za granicami miasta, to już zupełnie osobna kwestia. Wodór będzie fajny, jako paliwo dla samochodów cywilnych, ale nie widzę go jako alternatywy dla tych, którzy silnika lubią posłuchać i poczuć charakterystyczny zapach benzyny.
Z drugiej strony, czas biegnie szybko i nowe technologie zastępują stare. To nieubłagane prawo świata, także motoryzacji. Być może za jakieś trzydzieści lat gatunek homo sapiens lubiących strzał ze sprzęgła i tył-napęd wymrze, a pałeczkę po nich przejmie wychowane na wodorze pokolenie, które tamtego klimatu już nigdy nie zazna. Bo i po co? Sporty motorowe mogą przecież wyglądać zupełnie inaczej.
Jeśli przyszłość ma wyglądać tak, jak Toyota Mirai to w porządku. Na przestrzeni lat zapewne wiele się jeszcze zmieni. Design nadwozia, środka, sama technologia wodorowa. Dziś BMW twierdzi, że ogniwa będą w stanie wytrzymać ok. 5000 godzin roboczych, co odpowiada ok. 250 000 przejechanym kilometrom.
Jeśliby zmniejszyć cenę i przeprowadzić się do Belgii, to brzmi całkiem nieźle! Tak przynajmniej widzę wodór na ten moment.
A poza tym, jestem zachwycony.
Krystian Pomorski
Tokio jest dzisiaj stolicą przyszłości. Motoryzacyjne targi uchyliły rąbka tajemnicy w kwestii tego, jak przyszłość będzie wyglądać. A przynajmniej – jak zamierza. Oprócz walki pomiędzy Toyotą, Hondą i Nissanem jest jeszcze coś, na co warto zwrócić uwagę. Mazda z uporem maniaka, jako jedyny producent samochodowy na świecie, inwestuje w udoskonalanie silnika Wankla. Ta strategia podążania własną ścieżką rozwoju wydaje się być szalenie ekscytująca – tym bardziej, że w przypadku Mazdy dotyczy nie tylko technologii.
Szybkie wozy, zjawiskowe kobiety, dziesiątki tysięcy kibiców na trybunach i wielkie show w wykonaniu Clarksona i spółki. 24 października na Stadionie Narodowym odbyła się coroczna impreza Verva Street Racing! (więcej…)
Huragan Patrycja nieźle nam namieszał podczas ostatniego weekendu Grand Prix na torze COTA w Austin. Zawsze powtarzam „znajdź pozytyw w tej beznadziejnej sytuacji” a takowym była zacięta rywalizacja podczas niedzielnego wyścigu. Bez dwóch zdań była to najlepsza runda sezonu, albo na bank plasująca się w pierwszej trójce. Gusta są różne przecież…
Deszczowa pierwsza sesja treningowa, odwołana druga, deszczowa trzecia, niedokończone kwalifikacje mówiły wyraźnie jedno – będzie się działo i to bez względu na to, czy będzie nadal lało czy nie. Czego byliśmy świadkami? Cóż, po pierwsze porażki Nico Rosberga. To trzeba podkreślić, bo kierowca Mercedesa zaliczył podczas tego jednego wyścigu mnóstwo wpadek. Czy Lewis Hamilton zasłużył na mistrzostwo? Moim zdaniem owszem. Był bez wątpienia najlepszy podczas całego sezonu, nic nie było w stanie go rozproszyć. Co innego Nico… Gdzie szukać przyczyny? Cóż, miał pecha, awarie bolidu no i narodziny córeczki też mogły zrobić swoje. Romain Grosjean niedawno przyznał, że gdy zostajesz ojcem to twój tok myślenia ulega zmianie – styl jazdy też. 10 razy zastanowisz się czy coś zrobić czy nie, wcześniej byś się nie zastanawiał wcale. Może to właśnie spotkało Nico i Kimiego Raikkonena, który przecież też niedawno został tatusiem.
Na wielką pochwałę zasługuje dyspozycja stajni Red Bull. Szczerze nie spodziewałam się tego, że to właśnie stajnia z Milton Keynes w początkowej fazie wyścigu będzie tak ostro walczyć z kierowcami Srebrnych Strzał. Niestety ich dobra passa nie trwała do samej mety – Kvyat stracił panowanie nad bolidem i wylądował na bandach, a Ricciardo po kilku kontaktach ostatecznie został sklasyfikowany na dziesiątym miejscu.
Cuda działy się też w środkowej części stawki. Po raz kolejny Sebastian Vettel udowodnił, że zwycięstwa jakie odnosił nie były tylko zasługą dobrego bolidu, który rzekomo miał maskować braki kierowcy. Niemiec mając na karku karę za wymianę silnika linię mety przekroczył jako trzeci.
Wyścig pełen emocji, obfitujący w najróżniejsze manewry wyprzedzania i błędy kierowców, którzy tracili panowanie nad bolidami wjeżdżając na mokrą część toru. Samochód bezpieczeństwa musiał wyjeżdżać kilka razy. Kibice, którzy szczęśliwie dotarli na tor otrzymali naprawdę dobre show. Show, które w żaden sposób nie było wyreżyserowane, a prawdziwe. Show, które chciałoby się oglądać co weekend GP. Może to recepta na sukces? Jedna sesja treningowa, kwalifikacje i do dzieła?