Era tradycyjnych silników spalinowych zdaje się odchodzić. Nie ma już sentymentów w koncernach samochodowych. Jaką przyszłość nam szykują? Co będziemy tankować do nowych samochodów?
(więcej…)W ostatnich tygodniach marka Pickup Design zatrząsnęła rynkiem motoryzacyjnym, bowiem jako jedyna na świecie – tak mocno skupiła się na modyfikacjach i stylizacji Mercedesa Exy.
Pickupy to samochody, które kojarzone są przede wszystkim z ich funkcjonalnym przeznaczeniem. Mało kto myśli o tym, że taki samochód może pełnić rolę luksusowego miejskiego SUV-a. Do innych wniosków doszli właściciele marki, która wywodzi się spod skrzydeł Carlex Design Europe, firmy znanej dotąd głównie z modyfikacji samochodów premium oraz limitowanych edycji luksusowych Vanów. Poprzez odważne, designerskie modyfikacje zewnętrzne i wewnętrzne pickupów pokazują, że użytkowy charakter pojazdu nie musi wykluczać wyszukanej estetyki.
Pickup Design
Pickup Design tworzy autorski design, produkuje zaawansowane body kity, do których wykorzystuje nowoczesne technologie i materiały, min. lekkie polimery plastiku, a także włókno węglowe. Dodatkowo sąmochód może być wystylizowany poprzez nieszablonowe oklejenia czy też emblematy. Zaglądając do wnętrza pojazdów ma się wrażenie, że otwieramy wnętrze luksusowej limuzyny. Ciekawe wzornictwo, skórzana tapicerka czy autorska zmodyfikowana kierownica, to podstawowe modyfikacje w każdym samochodzie, ale wszystko zależy od modelu pojazdu. A w ofercie Pickup Design znajdziemy samochody takie jak: Toyota Hilux Hilly, VW Amarok Amy, Mercedes X-Class Exy, Mitsubishi L200 Lucky, Fiat Fullback Fully, Nissan Navara Navy.
Mercedes X-Class Exy
Mercedes Exy Urban Mercedes Exy Off-Road
Ogromnym zainteresowanie mediów cieszy się wprowadzony kilka tygodni temu model Mercedes X-Class Exy oferowany w dwóch opcjach: Urban oraz Off-Road w edycji 999 egzemplarzy z modelu na cały świat. Jak sama nazwa tych edycji sugeruje, model Urban skierowany jest do klienta, któremu bliżej jest do miejskiego stylu życia, ceniącego luksus i wyszukany design a Off-Road celuje w klienta zainteresowanego przygodami w terenie. Pod te wymagania wersja Off-road wyposażona została w udogodnienia takie jak: terenowe koła podwyższone zawieszenie, hak holowniczy lub patrolowe oświetlenie.

Śmiałe modyfikacje pickupów marki Pickup Design spotkały się z międzynarodowym zainteresowaniem mediów i klientów. W ostatnim czasie frima podjęła współpracę z Toyota Motor Poland. Samochody Toyota Hilux Hilly będą dostępne w ofercie sieci dealerskiej w całej Polsce. Sukcesem zakończyły się także rozmowy z Nissan Central Eastern Europe, które zaowocowały wprowadzeniem modelu Nissan Navara Navy do sieci dealerskiej marki. Firma nie ogranicza się jdnak do rynku polskiego. Kilka dni temu została podpisana umowa współpraca z czołowym graczem na rynku automotive w Nowej Zelandii, która będzie wyłącznym dystrybutorem pojazdów na terenie Australazji.

Luksusowe modyfikacje pickupów to trend coraz bardziej popularny. Wiąże się on ze współczesnym stylem życia łączącym na równi pracę z aktywnym stylem życia oraz wzrastającymi wymaganiami klientów pod kątem ich indywidualnych preferencji. Taki luksusowy pickup trafia w potrzeby wielowymiarowo. Stanowi nadal funkcjonalny samochód przeznaczony do pracy czy realizowania pasji, a jednocześnie doskonale porusza się i prezentuje w warunkach miejskich. To wszystko sprawia, że użytkownik nie stoi już przed koniecznością wyboru pomiędzy wygodnym SUVem a funkcjonalną ciężarówką.
Ford Fiesta mk7. Świetny samochód, który można kupić już za około 19 000 złotych. Mówimy oczywiście o zadbanych egzemplarzach, z pierwszych lat produkcji (mk7 produkowano od 2008 do 2017 roku, z faceliftingiem w 2013). (więcej…)
Już za kilka tygodni obchodzić będziemy Święta Bożego Narodzenia. Oprócz tradycyjnego dzielenia się opłatkiem, śpiewania kolęd, modlenia się (nad talerzem) i tak dalej – dajemy sobie prezenty. Po zapoznaniu się ze stanem mojego konta, o zgrozo, postanowiłem poszukać pomysłu na motoryzacyjny prezent pod choinkę.
Z prezentami wszelkiego typu mam problem. Bardzo długo zajmuje mi wybranie jakiejkolwiek sensownej opcji. W zasadzie nie przepadam za robieniem sobie niespodzianek. Najlepiej jest, gdy z góry ustala się z kimś określoną kwotę, daje wskazówki, albo wręcz mówi, co chce się dostać. Ta strategia pozwala uniknąć rozczarowań, jak i oszczędza czas. Niestety, tym razem wszystko musi być utrzymane w tajemnicy.
Motoryzacyjnych pomysłów na prezent jest od groma. Na wybór składa się zawsze kilka czynników – wiek adresata, zainteresowania określoną dziedziną, ale przede wszystkim nasz budżet. Przy grubym portfelu łatwo kupić komuś Ferrari F12 Berlinetta „pod choinkę”, ale w gwiazdkowych prezentach nie o to chodzi. Liczą się drobne rzeczy – towarzyszy im jakaś aura wyjątkowości. Takie, które zapamiętamy, a które niekoniecznie będą miały jakieś praktyczne zastosowanie. Tak przynajmniej to widzę.
Wchodzę zatem w wyszukiwarkę Alledrogo. Moje zadanie to wybrać jakiś prezent dla 11-latka. Że powiązany będzie z motoryzacją – to oczywiste. Problem tylko w tym, że brat ani nie jeździ jeszcze furą, ani nie skleja modeli. Po chwili namysłu stwierdzam, że najlepiej kupić jakąś grę. Teraz kolejny dylemat – PC czy PS? Mając w pamięci nasze perypetie związane z uruchomieniem PS4, wybieram wersję na komputer. Najnowsza odsłona Need For Speed powinna być okej.
Mamy zatem pierwszy pomysł na motoryzacyjny prezent pod choinkę. O ile twoje dziecko nie skleja modeli czy nie kolekcjonuje zabawkowych samochodzików (ah, smak dzieciństwa), to gra driftingowo-wyścigowa jest jak najbardziej godna polecenia. Pójdźmy jednak dalej. Może coś mniej praktycznego? I już zapala mi się lampka pod hasłem „jazda gokartem”. Wykupienie paru okrążeń po torze to dobry pomysł nie tylko dla dzieciaka. No chyba, że wolicie coś większego… Autoprezent.pl czeka.
Przejazdżkę gokartem czy Lambo, gdzieś po torze Ułęż, nasi obdarowani zapamiętają na długo. A jeśli mamy trochę kasy i dokładnie wiemy, czego potrzebuje dany osobnik do pełni szczęścia? Kłania się tutaj kwestia wszelkiej maści samochodowej, ułatwiającej życie, elektroniki.
Dobry pomysł na motoryzacyjny prezent pod choinkę to na przykład nawigacja samochodowa. Jeśli ktoś jeździ nie tylko po Polsce, to obowiązkowo z mapami Europy. Dobrą, w miarę rozbudowaną i estetyczną nawigację znajdziemy już w cenie ok. 300 złotych. Żeby było trochę taniej, warto poszukać w internecie, choć ceny tych urządzeń i tak nie są dziś wysokie. Zanim jednak skorzystacie z tego pomysłu upewnijcie się, że ktoś, komu chcecie dać prezent, nie posiada w aucie wbudowanej navi. Nawet ja, człowiek z niesamowitym dystansem do świata, uznałbym to za mało śmieszny żarcik.
Tak jak wspomniałem, warto wziąć pod uwagę potrzeby danej osoby. Jeśli nie ma w samochodzie wystarczająco dużo miejsca na napoje, to może zechciałby jakiś uchwyt na kawę? Prezentowy M-pakiet byłby, jeśli do tego uchwytu dorzucilibyście prawdziwą kawę. Najlepiej ze Starbuck’s – wyszłoby drożej. Jeśli Wam to odpowiada, to musi być Frappuccino Carmel, w największym rozmiarze. Co z tego, że za oknem -2 a Frappuccino to kawa mrożona. Ja piłem i bynajmniej nie miałem z tym problemu.
Prawdziwym majstersztykiem byłoby jednak zrobienie prezentu by your own. Zawsze tak jest. Co mam na myśli? Jacyś studenci zrobili kiedyś mechanizm parkowania bocznego. Nie wiem jak na taki bajer zapatrywałby się diagnosta, ale brzmi ciekawie. Możecie też pójść w bardziej tuningowym kierunku i przemalować komuś felgi na odjazdowy kolor.
A jeśli ktoś szuka Passata B5 z przebiegiem 200 000 km albo wierzy w oleje long-life to jest taki idealny, nie stricte motoryzacyjny prezent pod choinkę.
Kupcie mu mózg. Będzie Wam za to wdzięczny.
Krystian Pomorski
Warsaw Moto Show 2016 za nami. Redaktorzy mototrends.pl, Krystian Pomorski oraz Sławek Farbaniec, pokusili się o całkowicie subiektywne podsumowanie imprezy.
Sławek Farbaniec:
Trzy dni, trzy hale wystawowe, a około tysiąc samochodów – tak w telegraficznym skrócie można byłoby podsumować tegoroczne targi Warsaw Moto Show w Nadarzynie. Jednak to za mało, aby ukazać format tej imprezy. O całym wydarzeniu można by pisać naprawdę wiele, jednak postaram się skupić na elementach, które według mnie, najbardziej zwracały uwagę.
Na wstępie chciałbym pogratulować ekipie organizatorów. Połączyli przeróżne wystawy, reprezentujące praktycznie wszystkie dziedziny motoryzacji w jedno, spójne wydarzenie. Spacerując po halach Ptak Expo odnosiło się wrażenie, że wszystko do siebie pasuje i współgra. Wystawcy i ich ekspozycje były rozłożone w sposób przemyślany, a dzięki temu nawzajem się uzupełniały. To trzeba docenić.
Jak już wspomniałem, wystawy były bardzo zróżnicowane. Począwszy na producentach samochodów, poprzez gwiazdy ze świata motorsportu, a kończąc na firmach produkujących kosmetyki samochodowe. Mówiąc krótko – każdy mógł znaleźć coś dla siebie.
Jednym z najważniejszych wydarzeń na targach Warsaw Moto Show była polska premiera nowego Land Rovera Discovery. Pomimo, że debiutował on już na salonie samochodowym w Paryżu, to i tak przyciągnął dużą ilość dziennikarzy, fotografów, ale także odwiedzających. Prezentacja samochodu wzbogacona została wystąpieniem Sławomira Makaruka – doświadczonego kierowcy off-roadowego i podróżnika. W dodatku otrzymać można było jego książkę pt. „Auto w terenie. Podstawy jazdy 4×4” – całkiem miły upominek.
Nie ukrywam: kocham Włoszki, a pośród nich najbardziej Ferrari i Maserati. Nie można się dziwić, że przy ekspozycjach tych dwóch producentów zatrzymałem się na nieco dłużej. Skupię się jednak na ekspozycji Ferrari. Była przygotowania bardzo profesjonalnie – zaprezentowana została praktycznie cała oferta marki. Pomimo, że centralnym punktem wystawy był premierowy model GTC4 Lusso, to i tak moją uwagę przyciągała biała 458 Italia w limitowej edycji Speciale. Piękna.
Fani amerykańskich muscle carów nie mogli przeoczyć wystawy Mustang Klub Polska. Na kilkudziesięciu metrach mogliśmy oglądać praktycznie każdą generację legendarnego Mustanga. Zaczynając na modelach z lat 60., a kończąc na najnowszej wersji Forda z 5-litrowym silnikiem V8 o mocy przekraczającej 400 koni mechanicznych. Niezła lekcja motoryzacyjnej historii.
Samochody – samochodami, ale czym byłyby one bez kierowców? Bardzo istotnym elementem imprezy były wystąpienia gwiazd ze świata motosportu. Byli to miedzy innymi Kajetan Kajetanowicz, Bartek Ostałowski czy Gosia Rdest. Oprócz oficjalnych konferencji, można było spotkać ich także na stanowiskach. Tam było więcej czasu na krótką rozmowę, wspólne zdjęcie czy rozdawanie autografów. Dla fana bezpośredni kontakt z idolem to wydarzenie, które zostaje w pamięci na dłużej.
Odskocznią od „standardowych” wystaw były pokazy driftu przed halami Expo. Trzeba przyznać, że ta dyscyplina motosportu zawsze budzi duże zainteresowanie i tym razem było podobnie. Pomimo, że tor wytyczony był jedynie pachołkami, to i tak warto było zatrzymać się na chwilę i zobaczyć show zawodników, którzy występują na co dzień w Driftingowych Mistrzostwach Polski. Rzecz jasna – najbardziej efektowna była jazda parami. Usłyszeć ryk silników, poczuć zapach palonej gumy i zobaczyć poczynania drifterów na żywo to całkiem co innego od oglądania ich na ekranie monitora.
Trzeba przyznać, że Warsaw Moto Show było imprezą bardzo udaną i zasługuje, aby znaleźć się pośród najważniejszych eventów motoryzacyjnych w Polsce. Nie odczuwało się, żę to dopiero druga edycja. Impreza ewoluowała i nabrała większego rozmachu w porównaniu z zeszłoroczną odsłoną. Zobaczymy, czy organizatorzy zaskoczą nas także w przyszłym roku, bo już teraz poprzeczka jest ustawiona dość wysoko.
Krystian Pomorski:
Choć od zakończenia Warsaw Moto Show minął już ponad tydzień to dyskusje na temat samych targów nie milkną. Dla naszej redakcji były to trzy intensywne dni, pełne pracy w terenie, ale także na samym stoisku.
Jak oceniam tegoroczną edycję? Pozytywnie. Do poprawy są oczywiście kwestie organizacyjne, jak chociażby konieczność stania w kolejkach dla osób uprzednio zarejestrowanych na stronie internetowej czy zbyt mała ilość otwartych kas w sobotę, ale całościowo organizatorzy WMS wykonali kawał dobrej roboty. Było wszystko – kilka premier, mnóstwo samochodów o przeróżnej specyfikacji oraz multum znajomych, z którymi zawsze fajnie się spotkać.
Nie miałem czasu zmontować filmu z targów, ale w tym tygodniu to nadrobię. Póki co, musi wystarczyć Wam to małe podsumowanie oraz szereg zdjęć i artykułów opublikowanych na naszej stronie. Czyniąc pewną dygresję – jakaś redakcja napisała, że „targi Warsaw Moto Show to już tradycja”. Serio? Impreza jak najbardziej z potencjałem i zrobiona na wysokim poziomie, ale pisanie o „tradycji” kiedy targi w Nadarzynie organizowane są od zaledwie dwóch lat, to, mówiąc łagodnie, jest jakieś nieporozumienie.
Najwięcej czasu spędziłem chodząc po wystawach, umawiając się na wywiady oraz doglądając naszego stoiska. Mam nadzieję, że nasza rajdowa e30 318is przypadła Wam do gustu. Odwiedziłem stoisko Waldka Florkowskiego vel Motodoradcy, gdzie pogadaliśmy o jego planach w rallycrosie, porozmawiałem z Kasią Patniak z Motowizji o wszystkim i o niczym, zrobiłem z chłopakami setki zdjęć i tak mi te trzy dni zleciały… Intensywnie.
Kilka kwestii na pewno należy poprawić, ale ogólnie oceniam imprezę bardzo dobrze. Mogłem także spotkać się z Wami face to face, a to zawsze inaczej, niż w social-media. Napatrzyłem się na Astony, Vipery i inne Ferrari, przeniosłem się w czasie w hali oldtimerów i usłyszałem na premierze Discovery, że skoro jestem z redakcji Mototrends, to mam się czuć jak u siebie w domu. Czego chcieć więcej?
Zdjęcia: Mateusz Śniadkowski, Sławek Farbaniec
Być na targach Warsaw Moto Show i przeoczyć stanowisko AutoPrezent? Niemożliwe. Kilkaset metrów kwadratowych, a na nim prawdziwe perełki motoryzacji. Tego nie dało się ominąć – McLaren i Ferrari przyciągały odwiedzających jak magnes.
Autoprezent przywiózł ze sobą imponującą flotę, której wartość należałoby liczyć nie w tysiącach, a milionach. Z pewnością nie jedna osoba stając przed tym stanowiskiem złapała się za kieszeń i zasmuciła, że musi się nacieszyć jedynie widokiem tych supersamochodów.
O jakich autach mowa? Po pierwsze dwa Audi – kultowe, pomarańczowe R8 w wersji roadster, a także małe i niepozorne TT RS. Po drugie – samochód najbardziej popularnego agenta na świecie – Aston Martin DB9. Dla fanów Lamborghini czekało pomarańczowe Gallardo, którego potężne V10 nie raz zamruczało na halach Expo.
Nie zabrakło także amerykańskich akcentów – dwa Dodge Vipery i najnowsza, wiśniowa Corvetta.
Jednym z popularniejszych samochodów na całych targach był Nissan GT-R. Również i on znalazł się na stanowisku firmy AutoPrezent. Wisienką na torcie był jednak biały, limitowany McLaren 650s. Już na zdjęciach robi piorunujące wrażenie, a wyobraźcie sobie, co dzieje się gdy stoimy zaraz obok niego.
Jednak dla mnie najważniejszym modelem było Ferrari 458 Italia. O gustach się nie dyskutuje, ale moim zdaniem to ideał samochodu. Każdy element nadwozia, każdy detal zaprojektowany jest w sposób, który bardzo przemawia do mojego motoryzacyjnego serca.
Co jakiś czas ludzie z AutoPrezent odpalali silnik jednego z samochodów floty. Nie trzeba było czekać długo, aby wokół samochodu zgromadził się wtedy tłum ludzi, chcących posłuchać melodii koni mechanicznych uwięzionych pod maską.
My, redakcja Mototrends.pl, mogliśmy zasiąść za kierownicą każdego modelu wchodzącego w skład wystawy. Cenne doświadczenie. Chciałoby się wyjechać na tor i zobaczyć, co te samochody na prawdę potrafią, ale wszystko w swoim czasie.
Warto dodać, że ekipa AutoPrezent to osoby, które mają do czynienia z tymi samochodami na co dzień, dzięki temu mają dużą wiedzę na ich temat. Bardzo chętnie udzielą rad, opowiedzą jak zachowują się na torze i który z samochódów jest ich ulubionym.
Takie ekspozycje dają możliwość zobaczenia tych samochodów na żywo. Na ulicach superauta pojawiają się stosunkowo rzadko. Zobaczyć je, nie tylko na zdjęciach, to coś o wiele więcej.
Sławek Farbaniec
Foto: Mateusz Śniadkowski & Sławek Farbaniec
Nie jest łatwo błyszczeć, gdy na około same gwiazdy… lecz niektórym się udaje. Nie mam na myśli aktorów, kamer i czerwonych dywanów. Chodzi mi raczej o premiery na targach Paryż Motor Show. Każda z nich w innej oprawie i każda czymś innym przykuwała uwagę zwiedzających. Jednak która z nich zabłyszczała jaśniej od reszty na „paryskim niebie”? Jakby inaczej? Francuz. A mówiąc dokładniej: niesamowity koncept – Renault Trezor.
Renault ma zwyczaj zaskakiwać swoją krajową publiczność na paryskich targach motoryzacyjnych. Podobnie było również w przypadku konceptu Trezor. Ma on zapowiadać całkiem nowy rozdział w historii firmy, a wszystko pod przewodnictwem Laurensa van den Ackarema.
Pierwszy koncept van den Ackarema – Dezir – prezentowany był pod hasłem „to miłość od pierwszego wejrzenia”. Trezor podąża tym szlakiem. Jak mówi o nim sam projektant: „To nadal jest historia o miłości, ale bardziej dojrzała”.
Trzeba przyznać, że Renault Trezor wygląda obłędnie. Design potrafi pobudzić wyobraźnie i opuścić oglądającemu szczękę na długi, długi czas… Niestety sam Trezor nie wejdzie do produkcji – ma on pokazywać jaką drogę rozwoju obrała francuska firma. Możemy się spodziewać, że elementy stylistyki nowego konceptu, mogą być przenoszone do następnych modeli producenta.
Układ napędowy Renault Trezor to silnik elektryczny, który napędza tylne koła. Dla lepszego rozkładu masy jeden z akumulatorów został umieszczony w przedniej części samochodu, a drugi – w tylnej. Warto dodać, że całe nadwozie zostało wykonane z włókna węglowego, co w dużym stopniu obniża masę pojazdu.
Jednostka elektryczna Trezora rozwija moc 345 koni mechanicznych i 380 Nm momentu obrotowego. Przyśpieszenie 0-100 km/h zajmuje mu mniej niż cztery sekundy. Tutaj minus dla Renault: Tesla osiąga już o wiele lepsze wyniki w samochodach produkcyjnych!
Dopełnieniem barwionych, czerwonych szyb jest równie czerwone wnętrze, w którym znajdzie się miejsce dla dwójki pasażerów. Trzeba przyznać – całkiem romantyczny samochód. W centralnej części deski rozdzielczej znajduje się ekran OLED, a pod nim drugi dotykowy ekran LED. Dla maniaków wyświetlaczy mamy dobre wieści – oprócz dwóch wyżej wymienionych, znajdziemy również kilka drobnych ekranów na kierownicy.
Póki co, takie samochody jak Renault Trezor są dla nas nieosiągalne, a ich zadaniem jest pokazać jaki plan rozwoju mają poszczególne marki. Jednak za kilka, może kilkanaście lat, takie samochody będą wyjeżdżać z fabryki . Nie chcesz lecieć w kosmos? Kosmos przyleci do Ciebie.
Źródło: autoexpress.co.uk
Sławek Farbaniec
Zainspirowany różnego rodzaju poradnikami opisującymi jakie auto kupić dla młodego kierowcy (przede wszystkim stażem, nie wiekiem) postaram się przedstawić swoją dość subiektywną listę samochodów „pierwszego kontaktu”. Pierwszy samochód nie musi być nudny! Jeśli chodzi o rozwinięcie mojej myśli, zapraszam do podsumowania.
Rozpoczynając jakiekolwiek szukanie postanowiłem ustalić górny limit kwotowy na 3000 Euro co przy aktualnym kursie do złotówki wynosi około 12500 zł, na dolną granicę nie zwracam uwagi – przecież samochód możemy przy odrobinie szczęścia dostać za free 🙂 Pomijam także wszelkiego rodzaju opłaty urzędowo-ubezpieczeniowe, wszak jeśli mamy na auto to musimy mieć na opłaty.
Od razu powiem, że wybór pierwszego auta nie jest łatwy, na rynku znajdziemy mnóstwo ciekawych egzemplarzy, które dadzą nam prawdziwą przyjemność z posiadania i jazdy.
Wracając już do tematu – wszystkie nudne i bez wyrazu samochody były już wymieniane, ich posiadanie prowadzi właścicieli tychże do powolnej agonii spowodowanej brakiem jakichkolwiek emocji związanych z motoryzacją. Emocji związanych także z utrzymaniem wyjątkowego, unikalnego i ekscytującego „pierwszego samochodu”.
Jeśli nie chcesz wyruszyć w tą podróż pełną niewiadomych, stresu, trudu i wyrzeczeń wybierz komunikację miejską – czystą i dość punktualną alternatywą do przemieszczania się – oszczędzisz w ten sposób bólu innym użytkownikom dróg, tym użytkownikom, którzy są gotowi na prawdziwe przygody, na emocje oraz na … (tu możesz wstawić swój powód posiadania Twojego, specjalnego samochodu).
Zdaję sobie sprawę, że moje propozycje na pierwszy samochód mogą nie być rozsądne, niektórzy mogą stwierdzić, że nawet nie poważne – zostawiam dla tych osób trochę miejsca pod felietonem, by mogli mnie wspomóc dobrymi radami w kwestii doboru samochodu, jestem otwarty na propozycje jak stacja benzynowa 24/7.
Rozpoczynam mój ranking od typowo sportowego samochodu dla prawdziwych „macho” – Mitsubishi Eclipse 2000 16V – samochód z rocznika 1992 oferuje bardzo wygodne, welurowe wnętrze, Japończycy wyposażyli ten model w wiele udogodnień dla kierowcy jak ABS i klimatyzacja, jeśli szczęście dopisze będzie także działała cała elektryka. Mechanicznie ten samochód jest wyjątkowo prosto zbudowany, zarówno pod względem zawieszenia jak i silnika. Dodatkowym atutem jest możliwość przewożenia 4 osób! Osiągi? Rewelacyjne.
Dla osób, które cenią sobie zarówno wygodę podróżowania jak i sportowe osiągi polecam Mercedesa C230 Kompresor Sportcoupe z 2001 roku. To również 4 osobowe auto spełni wymagania bardziej wybrednych jeśli chodzi o wykończenie wnętrza, na jakość wykorzystanych materiałów raczej nie powinniśmy narzekać, a przykładowy model oferuje takie „luksusy” jak panoramiczny dach, skórzaną tapicerkę i pełną elektrykę. Pełnię szczęścia posiadacz tego egzemplarza osiągnie wykorzystując prawie 200 KM pod maską – kulturalnie oczywiście, ponieważ za przeniesienie tej mocy na koła odpowiada elegancko zestrojona skrzynia półautomatyczna.
Propozycje usportowionych Coupe uzupełniam o pozycję klasyczną, a dla wielbicieli marki wręcz epicką – BMW 323i E46. Idealny samochód pod bazę na projekt, chodź nawet bez modyfikacji potrafi dostarczyć właścicielowi ekscytujące doznania, wystarczy przejechać się nim jeden raz by zrozumieć o czym mówią wszystkie fora związane z BMW 🙂 Manualna skrzynia, napęd RWD i 2,5l silnik całkowicie wystarczą użytkownikowi tego egzemplarza. W opcjach dodatkowych, które po pewnym czasie można odkryć to m. in. elektrycznie sterowane lusterka, szyby i fotele, komputer pokładowy czy centralny zamek (to w przypadku jeśli postanowimy w końcu wyjść z naszego BMW)
Następna propozycja to Pontiac Trans Am – w tym przypadku możemy spełnić za jednym razem kilka swoich motoryzacyjnych marzeń: posiadać „klasyka”, sportowy wóz, prowadzić amerykańską legendę oraz mieć samochód jak filmowy Bandit z „Mistrz kierownicy ucieka” 🙂 To wszystko w cenie poniżej 3000 Euro! Niewątpliwy prestiż posiadania tego pięcio-litrowego potwora wywoła u ekologów zawał serca a u sąsiadów jeszcze długo po odjeździe czkawkę z zazdrości, dzieci będą biegły za nami jak za samochodem-lodziarnią, niewiasty będą wzdychały jak na filmie „Titanic” a ubezpieczalnia będzie się śliniła jak pies ze wścieklizną – powtarzam – to wszystko za mniej niż 3000 Euro! Powyższe argumenty to 99% atutów tego samochodu więc o 1% nie będę wspomniał.
Jeśli wymagamy jednak w samochodzie więcej przestrzeni, zarówno dla pasażerów jak i dla bagażu jedną z moich propozycji jest Mercedes-Benz 300SE – czterodrzwiowa limuzyna w komfortowy, wręcz kanapowy sposób przeniesie nas w miejsce docelowe. Jak na samochód z 1990 roku oferuje wręcz nieosiągalne parametry dla współczesnych „odpowiedników” pierwszego samochodu. Trzy litrowa jednostka dysponująca 180KM jest wykorzystywana w płynny sposób przez automatyczną skrzynię biegów, zawieszenie samochodów klasy Premium nie pozwoli użytkownikowi odczuć nierówności na, nie oszukujmy się, polskich drogach a komfortowo wykończone wnętrze zapewni przyjemność z podróży. Należy także wspomnieć o sporym kufrze, który pomieści nie tylko 300kg „wusztu” ale zapewni na tyle dużo miejsca by spokojnie spakować się na wakacyjny wyjazd.
Ciekawą propozycją w tej kategorii jest także BMW 735i E38 które wyposażone w 3,5l silnik potrafi skutecznie spożytkować gotowe do pracy 235KM – oczywiście pod względem bezpieczeństwa. BMW z 1997 roku to sprawdzony model, wykorzystywany przez głowy państw, ministrów czy dilerów narkotykowych – czyli środowiska, które ma styczność z dużymi kwotami, ta rekomendacja jest na pewno godna uwagi.
Na moją listę trafił także Lexus z modelem GS300 – to niewątpliwie samochód spokojny, urzekający wygodą i łatwością prowadzenia. Samochód z 1999 roku a oferuje wszelkie zbytku luksusu jakie możne załączyć do wyposażenia producent – wszystko zapakowane w nowoczesne nadwozie i napędzane 222 konnym silnikiem spełni swoją rolę pierwszego samochodu na 100%. Ten samochód to dobry przykład jak można pogodzić doskonałe wykonanie, przyzwoite osiągi oraz komfort w podróży.
Na koniec mojej listy”Pierwszy samochód”, aczkolwiek nie jako ostatni wybór, umieściłem najbardziej wielozadaniowy pojazd. Przedstawiam Wam Land Rover Range Rover 4,6 HSE II. Pomyślicie, że to żart? Na pewno nie! Z pewnością jest to protoplasta współczesnych SUV-ów. Oferuje właścicielowi niewiarygodną wygodę oraz niewyobrażalną funkcjonalność – Trzeba jechać na wakacje z ekipą znajomych? – bez problemu wsiądzie 5 osób i spory bagaż. Trzeba zrobić wypad z przyjaciółmi nad morze/jezioro/góry/wydmy/plażę/(Bóg wie co)? Naturalnie! Jeśli coś większego mamy przewieźć? Podpinamy przyczepę a ponad czterolitrowy silnik z kosmicznym momentem obrotowym z przyjemnością dla Nas popracuje. Tylko lać i cieszyć się jazdą. Jeśli nie ufacie mi, to zaufajcie angielskim inżynierom- przecież Oni nie mogą się mylić!
Na tą chwilę to wszystkie moje typy na pierwszy samochód – oczywiście lista została ledwo nakreślona i spora ilość aut czeka w kolejce, żeby zagłębić się w temat proponuję wysłać nam Wasze propozycje grup docelowych na pierwszy samochód – wtedy będziemy mogli trafniej i szerzej opisać co Świat motoryzacji może zaoferować.
Wybór samochodu jest niezwykle trudny, można nawet nazwać to „ciągiem decyzji zbliżających Nas do samochodu marzeń” – w przeciwnym wypadku stajemy się tak bezdusznymi użytkownikami jak bezduszne są Nasze wybory – Niech Twój Świat będzie naznaczony odrobiną wyrafinowania, poczujesz zapach benzyny, usłyszysz dźwięk v-ósemki, dotkniesz historii motoryzacji, która wzbudza emocje, pasję i pożądanie.
zdjęcia: mobile.de
Chyba zgodzicie się ze mną, że absolutnie niemożliwe jest wskazać jeden, i tylko jeden, samochód marzeń. W moim przypadku jest ich kilkanaście, o ile nie kilkadziesiąt. Regularnie zadają mi jednak pytania co tak naprawdę lubię. Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta – Pony Cars. Ale po kolei.
Napisałem kiedyś tekst na temat tego, że jestem całym sercem za rozwojem hybryd. Dlaczego? To mniejsze koszta serwisu niż w „normalnym” współczesnym samochodzie, wyposażonym w filtry DPF, zawór EGR, koła dwumasowe i szereg innych debilizmów, które na pewno się zepsują. Nie będę za tym tęsknił. A poza tym, to więcej paliwa do mojego V8, które na pewno kiedyś sobie kupię. I tyle mnie interesuje.
A co tak naprawdę mi się podoba? Całkiem niedawno przyjechał do nas znajomy, który jest dumnym posiadaczem absolutnie wyjątkowego Dodge’a: 1970 Hemi Challengera. Kolega z TVN Turbo śmiał się, że Pony Cars podobają się „do pierwszego zakrętu” i zgodziłbym się, gdyby nie to, że tymi samochodami po prostu nie jeździ się zbyt szybko. Nimi się delektuje.
Jasne, że znacząco różnią się konstrukcją, właściwościami jezdnymi i osiągami od współczesnych samochodów, ale wiemy dobrze, że nie o to w tym chodzi. Obejrzałem Challengera z uwagą. Facet włożył w tę furę prawie 200 000 złotych. Jak widać – szczęśliwi kasy nie liczą. Efekt jest jednak nieprawdopodobny – Dodge jest w perfekcyjnym stanie i nie pamiętam ani jednej osoby, która nie odwróciła za nim wzroku, kiedy powoli sunął ulicą.
Kiedyś nie widziałem świata poza Mustangiem i choć doceniałem wszystkie Pony Cars, to Mustang był gdzieś na piedestale. Dziś – sam nie wiem dlaczego. Może dlatego, że to właśnie Mustang jest prekursorem samochodów tego typu? I przez lata nie miał sobie równych zarówno pod względem osiągów, jak i designu? Być może. Dodge urzekł mnie jednak na tyle, że obiecałem sobie, że nie będę ich już stawiał wyżej lub niżej, bo to bez sensu. Raz, że nie ma ich tak dużo, a dwa, że w sumie widziałbym w swoim garażu wszystkie.
A wiecie w ogóle skąd określenie „Pony Cars”? Po raz pierwszy użył go Dennis Shattuck, który był w tamtym czasie redaktorem magazynu Car Life. Pony – kucyk, a Mustang – dziki koń. Wszystko łączy się w logiczną całość. To właśnie Ford Mustang wyznaczył w segmencie Pony Cars standardy i zarezerwował sobie prawo do bycia punktem odniesienia. Imponowała także lista wyposażenia dodatkowego. W latach 60-tych za dopłatą mogliście mieć Mustanga ze wspomaganiem kierownicy, radioodtwarzaczem i klimatyzacją.
General Motors nie pozostało dłużne – w roku 1967 wypuściło na rynek mocnego konkurenta, czyli Chevroleta Camaro. Dziennikarze zapytali wtedy przedstawiciela Chevroleta „Czym jest Camaro?„. Odpowiedział: „To takie małe, złośliwe zwierzę, które zjada Mustangi„. Tak zaczęła się wielka rywalizacja o serca i portfele, głównie młodszych, klientów, która trwała w najlepsze mniej więcej do połowy lat 70-tych.
Lata 70-te to stopniowy spadek zainteresowania Pony Cars. Dlaczego? Kryzys paliwowy. Pieprzona ekologia. Kwestie bezpieczeństwa. Ludzie zgłupieli i zaczęli kupować samochody kompaktowe. W 1974 zakończyła się produkcja takich legend jak Challenger, Barracuda i Javelin. Mercoury Cougar stał się bardziej luksusową wersją Thunderbirda. Co do „Thundera” to jeśli dobrze pamiętam, jeden z egzemplarzy tego wspaniałego samochodu trafił w ręce ojca Sashy Grey. A ojciec Sashy Grey był z zawodu mechanikiem. Potraktujcie to jako ciekawostkę.
Choć w 2005 roku przywrócono produkcję Mustanga, a następnie Camaro oraz Challengera, to „Pony Cars” będą kojarzyć mi się do końca życia jedynie ze wspaniałymi konstrukcjami lat 60-tych i 70-tych. Te samochody mają w sobie magię, niespotykaną już w dzisiejszych zdezelowanych i nastawionych na ekologię czasach. Wyjątkowości Pony Cars nadaje także fakt, że te auta nie były produkowane długo – w zasadzie dekadę. Jest ich zatem naprawdę niewiele.
Czy mógłbym jeździć odrestaurowanym Dodgem czy Mustangiem na co dzień? Raczej nie. Mam za duży szacunek do tych samochodów. To byłby na pewno weekendowóz. Widzę to tak: moje wielkie, bulgoczące V8, zachód słońca i ja, który jadę gdzieś bez martwienia się o to, czy moja podróż nie zakończy się na pierwszym zakręcie.
Krystian Pomorski
Od premiery nowego TopGear mijają już dwa tygodnie. Piszę o nim dopiero teraz, bo chciałem zobaczyć drugi odcinek i być pewnym tego, w jakim kierunku ten program pójdzie. Niestety, nie jest to dobry kierunek. Widać to po reakcjach na portalach społecznościowych, opiniach fanów oraz dziennikarzy i w końcu samej oglądalności, którą tak chętnie szczyci się Chris Evans.
Wbrew internetowym trendom nie skazywałem nowego TopGear na porażkę. Uważam, że każdemu należy się szansa. Kwestia tego, jak się tę szansę wykorzysta. Z perspektywy czasu wyodrębniłem parę znaczących faktów, które składają się na to, że The Grand Tour odniesie sukces. Tak, jestem tego pewien. Ale o tym za chwilę.
Chris Evans. Facet, który miał zostać następcą Clarksona, główną twarzą nowego TopGear, okazał się kompletną porażką. Brakuje mu typowo brytyjskiego humoru, który był bardzo charakterystycznym elementem retoryki w TopGear. Evans skacze po scenie jak pajac, cieszy się z byle czego jak dzieciak. Próbuje nieudolnie naśladować Clarksona, sprawia wrażenie niesamowicie sztucznego. Musi poprawić zachowanie przed kamerą, ale w zasadzie chodzi tu o sposób bycia. A czy to można zmienić? Brakuje mu także jednej podstawowej rzeczy – pokory. A bez tego daleko nie zajedzie.
Jedno jest pewne: kompletnie nie sprawdził się jako główny prowadzący. Rzućcie okiem na jego Twittera. Frustrat jakich mało (FACT). Kiedyś powiedział, że usatysfakcjonuje go oglądalność każdego odcinka na poziomie 5 milionów widzów. Drugi odcinek obejrzało zaledwie 2,8 miliona. Jeśli ktokolwiek odważyłby się na zmianę twarzy nowego TopGear, to proponuję tu wstawić Matta LeBlanc’a. Facet prezentuje się o niebo lepiej – jest bardziej naturalny i co ważne – ma poczucie humoru. Pytanie czy na tego typu zabiegi nie jest już za późno.
Ściganie się bez celu luksusowymi samochodami po mieście. Wow. Albo przypadek „samochodu za rozsądną cenę”. Jeremy, Hammond i May testowali w nich Astrę czy inne pierdoły dla „szarego Kowalskiego”. Evans pokazał widzom sportowe Mini. Za rozsądną cenę.
Problemem BBC jest paradoksalnie to, że ten program nazywa się TopGear. I ludzie mają wobec niego konkretne oczekiwania. Nie zostały one spełnione, dlatego spotkały się z krytyką. Poza tym, dla wielu TopGear to Jeremy Clarkson. Coś w tym musi być, bo przecież to ten człowiek, wraz z Mayem i Hammondem stworzył program, który znamy (znaliśmy) dziś. Nie da się temu zaprzeczyć. Błędem okazało się kontynuowanie tego projektu pod nazwą TopGear, zamiast stworzyć coś zupełnie nowego. Bo jeśli zmieniać, to od podstaw. Nowi prowadzący, nowa formuła, nowa nazwa. Czy ten projekt da się jakoś uratować?
Moim zdaniem jest parę opcji. Pierwsza to taka, że zwalniamy Evansa i wstawiamy w jego miejsce Matta. Byłoby to dla Chrisa bardzo przykre i stałby się męczennikiem, ale ofiary na wojnie muszą być. Nie zdziwiłbym się, gdyby ten ruch spotkał się z aprobatą ze strony fanów TG, bo pokaże, że BBC ma jaja, a poza tym… słucha swoich widzów. A koniec końców to oni są najważniejsi.
Druga opcja to zostawić to tak, jak jest i liczyć na cud, że TopGear będzie w stanie jakkolwiek konkurować z The Grand Tour. Jeśli projekt okaże się rentowny, to czemu nie? I wydaje mi się, że właśnie na ten wariant postawi BBC. Z samymi porównaniami zaczekajmy jednak na nowy show Clarksona i spółki, bo nie zamierzam przyjmować go bezkrytycznie. The Grand Tour ma to szczęście, że jego premiera jeszcze nie nadeszła i po wrażeniu, jakie sprawił nowy TopGear nie ma wysoko ustawionej poprzeczki. Choćby przez wzgląd na nastawienie widzów.
A trzecia opcja jest taka, że stworzę swój show i przyćmię zarówno TopGear w nowym składzie, jak i The Grand Tour i nareszcie obejrzymy porządny program motoryzacyjno-rozrywkowy. Jeśli oczywiście dacie mi duży kredyt zaufania. Gorszy od Evansa chyba nie będę, co? A z krytyki, w przeciwieństwie do niego, potrafię wyciągać wnioski.
Krystian Pomorski